Gothycka Mucha Moderator
Gender: Age: 40 Zodiac: Joined: 18 Jul 2004 Posts: 1152 Location: Miasto Kominów
|
Posted: 23-01-2011, 01:53 Post subject: Hurts - Happiness (2010) |
|
|
Hurts pojawiło się znikąd. Dwóch wystylizowanych do granic możliwości młodych ludzi wyskoczyło pewnego dnia z telewizora, a potem już poszło. Spuchł od nich internet, spuchło radio, spuchły ściany znajomych na Facebooku i statusy tych nielicznych, którzy jeszcze używają gadu gadu. Miarą ich sukcesu było to, że jako zupełnie nieznany zespół trafił pod strzechy i wśród swojej widowni ma prawdziwy przekrój, włączając w to tych, którzy nigdy o słowie "synthpop" nie słyszeli. Nie musieli - wystarczyło, że dorastali albo wychowali się na muzycznym dziedzictwie lat 80tych.
Płyta Happiness była skazana na sukces w momencie ukazania się singla Wonderful Life. Ta melodia, jak w tyglu łącząca w sobie wszystko co najlepsze w elektronicznym popie lat 80tych z saksofonową solówką włącznie nie mogła nie zdobyć szczytów list przebojów. Stojąca za tą piosenką płyta jest równie w tej formule konsekwentna. Każdy kolejny utwór otwiera kolejną szufladkę - Duran Duran, Spandau Ballet, China Crisis, Pet Shop Boys, Ultravox i oczywiście Black, od którego odpisali tytuł swojego największego hitu. Sami najlepsi chciałoby się rzec.
Całość jest wymyślona i wyprodukowana na najwyższym poziomie, każda kolejna piosenka jest równa i doskonale zaaranżowana. Mimo to płyta pozostawia na mnie wrażenie chłodnej i wystudiowanej, dokładnie identycznie jak zdjęcie na jej okładce. Obaj panowie w swej muzycznej pozie przypominają trochę niemieckich epigonów z De/Vision, tak samo sztucznych i nieprawdziwych, choć obdarzonych znacznie mniejszym talentem do pisania chwytliwych melodii.
Mimo tego chłodu Hurts potrafi złapać za serce - jakąś drobną zagrywką, prostym, nieco łopatologicznym tekstem, chóralnym zaśpiewem a'la A-ha (Stay) - w sam raz, żeby wywołać zachwyt u skrzywdzonej przez świat szensastolatki, jak i jej matki pamiętającej, jak płakała słuchając Crying in the rain A-ha czy Dancing with tears in my eyes Ultravox. Pozornie oddaleni idole okazują się być na wyciągnięcie ręki, niemal wychodząc do widowni z plakatu czy teledysku - zgodnie z najlepszymi ejtisowymi wzorami.
Happiness słucha mi się doskonale - w tle. Kiedy lecą akurat kawałki, które znam z radia, podryguje mi noga i jestem w stanie z pamięci odtworzyć refreny. Ale jako główne danie rozczarowuje. Kilka pierwszych razów jest fajnych, kiedy odnajduje się kolejne inspiracje ("o, ten kawałek brzmi jak A flock of seaguls!" "tą zagrywkę słyszałem gdzieś w okolicach 4AD, może Xymox?" "o, to brzmi jak Alison Moyet"), ale potem to zwyczajnie nuży. Płyta nie jest zła - ale szczególnie dobra też nie. Owszem, mamy na niej kilka fajnych kawałków i ze dwie perełki, ale w sumie Hurts ponosi na Happiness klęskę. Klęskę - bo gdy płyta się kończy, to nie mam ochoty włączyć jej ponownie - wolę wybrać spośród zespołów, które mi mimowolnie przypomniała.
OCENA - 6/10
Utwory:
Silver Lining
Wonderful life
Blood, tears & gold
Sunday
Stay
Illuminated
Evelyn
Better than love
Devotion
Unspoken
Water
Verona (hidden track)
Skład: Theo Hutchcraft, Adam Anderson
Description: |
|
Filesize: |
39.41 KB |
Viewed: |
728 Time(s) |
|
|
|