khocico
Gender:
Joined: 24 Feb 2006 Posts: 75 Location: Breslau
|
Posted: 23-08-2006, 13:07 Post subject: M'Era Luna 2006 czesc.2 |
|
|
NIEDZIELA
W niedzielę świeciło słońce i zamiast błota na terytorium koncertowym unosiły się tumany kurzu, ale dzielni wojacy niezrażeni wstali rano i pobiegli na główną sceną: zmagań muzycznych dzień drugi....
Mona Mur featuring St.Claire (http://www.monamur.net/) - tak został przedstawiony projekt, który rozpoczął niedzielną rundę festiwalową. Pan na klawiszach i wokalistka o niemal 'paryskim' szyku i klasie oraz głębokim, zmysłowym, hipnotycznym, momentami groźnym głosie to był dobry początek. Jeśli chodzi o muzykę, była to mieszanka szybszych i wolniejszych kawałków z tekstami niemal mitologicznymi. Był to bardzo ciekawy koncert, który przyznaję, zachęcił mnie do zapoznania się z twórczością tejże formacji, wcześniej zupełnie mi nie znanej. W czasie koncertu (bardzo krótkiego trzeba przyznać) zagrano m.in "Return", "Eden", "Lucifer", "Word" oraz "Wish".
Solitary Experiments (http://www.solitaryexperiments.de/) zagrali również w tempie ekspresowym. " Delight ", "Watching Over you", "Miracle", Still alive" i "Pale Candle Light" to z całą pewnością było za mało, aby zadowolić fanów zebranych w Hangarze, ale cóż, tle musiało chwilowo wystarczyć. W każdym razie bawiłam się na tym koncercie wyjątkowo dobrze jak i reszta publiczności zresztą.
Pozostaliśmy w dalszym ciągu w Hangarze, ponieważ ciekawa byłam występu XPQ 21 (http://www.xpq-21.com/). Pierwsze, co rzuca się w oczy to na pewno image zespołu, kojarzący się trochę z "Sokiem z żuka", trochę z "Mechaniczną Pomarańczą" a trochę z rozkładającym się Charlie Chaplinem. Jak electro-punk to electro-punk, muzycznie królował ich album "White and Alive", natomiast wokalista krążył po scenie, od czasu do czasu bawiąc się swoimi osobistymi męskimi klejnotami, pozbywając się przyodziewku i ogólnie robiąc bydło, ale chyba tak to miało właśnie wyglądać. Na szczęście, kiedy zaczęli grać, wrażenie wiochy się rozwiało, bo grali dobrze i energetycznie.
Clan of Xymox (http:// www.clanofxymox.com) na scenie głównej M'Era Luny 2006 zagrali swój zestaw obowiązkowy: "Farewell", "Weak in my knees" (przy czym Ronny wykazał daleko idące zrozumienie fanów, którzy po ilości napitków wyskokowych poprzedniego dnia wstali wcześnie na koncert COX i mieli prawo - jego zdaniem - stać na "miękkich kolanach" :) , "Calling you Out", "Jasmine and Rose", "There's no Tomorrow", "One Day". Bisów nie przewidziano, przy czym w razie jakichś narzekań Ronny radził udać się w tej sprawie do organizatorów. Ogólnie był to klasyczny, dobry koncert Klanów i chyba odbył się bez większych niespodzianek.
Bieg do Hangaru na Soman (http://www.myspace.com/soman) opłacał się o tyle, że zespół ten gra niezmiernie energetyczną, porywającą muzykę i w swoim programie ma pięknie tańczące panie, a jednak wokalnie nie jest to doświadczenie kojące ani zachwycające. Nie wiedzieć dlaczego brzmienie jest fatalne, tak że trudno ocenić czy u podstaw leży technika nagłośnienia czy śpiewania, grunt, że wypadałoby chyba jeszcze to dopracować, gdyż doprawdy muzyka jest po prostu genialna! A szkoda to psuć przez jakieś szczękanie i dychawiczne odgłosy.
Tuż po Niemcach na scenie zameldowali się Szwedzi ze Spetsnaz (http://www.spetsnaz.se/) i cóż to się działo! Potwierdzili swoją reputację zwierząt imprezowych na 100%. Był to jeden z koncertów, na którym bawiłam się doskonale. Pontus co prawda twierdził, ze utył i przepraszał swoich fanów, ale może była to tylko kokieteria :) Grali nowe utwory oraz stare z 'Grand Design", tytułowy, "On the Edge", "Apathy" oraz 'That Perfect Body" i wtedy Steffen stwierdził, klepiąc się po brzuchu że to pieśń o nim :) W każdym razie fani zespołu ze Szwecji doprowadzali ochronę do białej gorączki unosząc się na rękach innych ludzi i lądując od czasu do czasu na ziemi, więc było rozrywkowo.
Rotersand (http://www.rotersand.net/) zaprezentował to z czego jest znany: genialne kawałki "Truth is fanatic", "Almost violent" "Last ship', " Merging oceans", "Storm", " Exterminate annihilate destroy", " Undone". Oprócz tego na scenie pojawił się Mark Jackson z VNV Nation na bębnach wywołując euforie wśród fanów. Wyglądało to genialnie kiedy dwaj panowie - rzeczony Jackson oraz Rasc razem wybijali rytm, było to niezły 'smaczek' tego koncertu, niezwykle zresztą udanego.
W kwestii zespołu Apoptygma Berzerk (http://www.apoptygmaberzerk.de/)nie mam zbyt wiele do powiedzenia, Zwłaszcza,że niedawno grali w Krakowie, a ich koncert według jednych był lepszy, według innych gorszy - ciężko porównywać, zawsze to koncert w klubie a koncert na wielkiej scenie przebiega inaczej i inne są tez reakcje na muzykę. APB zagrali"Kathy's song", "Shine On", " Unicorn", "Until the End of the World", 'Deep Red" i podobnie jak w przypadku De/Vision czy Mesh fani byli zachwyceni,a reszta różnie, aczkolwiek mam wrażenie,że większość wysłuchała koncertu w bezruchu i tym różnił się koncert w Krakowie - tam entuzjazm był chyba jednak większy.
Powiem od razu i bez owijania w bawełnę -nie znam się na muzyce Ministry (http://www.ministrymusic.org/), ale osoba której ten koncert w ogóle by nie poruszył zdumiałaby mnie bardzo mocno. Przez ta część koncertu, której wysłuchałam stałam wbita w ziemię, a przez pierwsze minuty wręcz w osłupieniu i tylko gapiłam sie nieprzystojnie z głupią miną. Na sceną wypadli panowie i nastał tam chaos: ryki, jazgot, hałas, dudniące dźwięki, wokal niepodobny do niczego i muzycy poczynający sobie swobodnie na scenie. Hmm... było to bardzo ogłuszające i szokujące ( po części za sprawą kontrastu z APB - to tak jakby po budyniu waniliowym podać krwisty kawał mięsa - zresztą gdzie tam podać, rzucić na drewniany nieoheblowany stół? i patrzy? jak posoka się rozbryzguje:. W każdym razie koncert był długi i soczysty, tyle mogę powiedzieć z całą pewno?ci? ;)
In Extremo ( http://www.inextremo.de) muszę? przyznać dali spektakularny koncert. Panowie wystąpili w strojach piracko/punkowych ( trudno mi tutaj dokładnie zdefiniować ten styl, momentami wyglądali jak trupa w?oskich aktorów wędrownych :) . wokalista stan?? za sterem i cóż, można powiedzieć, ze ta łajba chwiała się do?? mocno, ku wyraźnej uciesze publiczno?ci. Zespół pewnie grałby dłużej,ale każdy miał jakiś limit czasowy i nic z tego nie wyszło. Numery, jakie zdążyłam wychwycić to "Spielmannsblut", "Horizont" "Ave Maria" i "Der Vollmond".
Within Temptation -(http://www.within-temptation.com/) - gwiazda ostatniego dnia festiwalu i zarazem spektakularny finał nie zawiodła oczekiwań. Kiedy słuchałam WT przyszło mi na myśl, że są to specjaliści od zmienności temperatur: wstępy ich utworów z reguły zwalają z nóg, wywo?ują ciarki i dreszcze, gdyż s? niezwykle monumentalne i emocjonalne, natomiast później nastłpuje złagodzenie emocji, uspokojenie tętna po to aby w refrenie znów uderzyć ze zdwojoną siłą Muszę przyznać, że takie surfing po falach jest dość interesujący, a Within Temptation to z całą pewnością mistrzowie w sterowaniu emocjami swojej publiczności. Zespół zagrał m.in swoją wersję "Running up that Hill" ( z tej racji, iż kochają Kate Bush jak sami stwierdzili :) a także "Mother Earth", "Stand my Ground" i "Ice Queen".
Jeśli chodzi o ten konkretny koncert nie sposób pominąć warstwy wizualnej, ponieważ była ona wyjątkowo rozbudowana. Pirotechnicy, scenografowie i oświetleniowcy mieli co robić jak mi sie wydaje, gdyż ognie, dymy i sztuczne ognie dość bogato wspomagały występ WT, nie wspominając o rekwizytach: dwóch ogromnych posągach aniołów, roślinności i innych elementach scenografii, które niezmiernie ubogaciły cały spektakl. Muzycy to skąpani w feerii świateł to otuleni mrokiem grali muzykę, która czasem stanowiła jedyny element występu, czasem schodziła w łagodnie kołyszące tło.
Trzecim aspektem koncertu był kontakt z publicznością jaki muzycy nawiązali z publicznością. Był on wspaniały, niezwykle przyjazny i naturalny i choć nie jest to był może najważniejsza kwestia z całą pewnością pozostawia słuchających z miłym uczuciem tego, że są częścią koncertu, nie zaś tylko odbiorcami.
Gwoli podsumowania można powiedzieć,z e oczywiście tego typu festiwale oferują bogactwo i szeroki przekrój muzyczny, możliwość spotkania z przyjaciółmi w fajnej atmosferze; sprzyjają też porównaniom, inspirują i relaksują, ale wymagają tez iście olimpijskiej kondycji jeśli chce się wynieść z nich jak najwięcej :) Mimo to myślę, że ich popularność raczej nie spadnie, przeciwnie coraz więcej z nas będzie tam jeździć, głównie ze względu na oferowany skład zespołów.
Specjalne podziękowania dla Matthiasa Pätzolda za cierpliwość i okazaną pomoc :)
Tekst opublikowany za zgodą yesternight.pl
Description: |
|
Filesize: |
392.78 KB |
Viewed: |
1062 Time(s) |
|
Description: |
|
Filesize: |
339.96 KB |
Viewed: |
1103 Time(s) |
|
Description: |
|
Filesize: |
340.14 KB |
Viewed: |
1059 Time(s) |
|
|
|