FAQFAQ   SearchSearch   MemberlistMemberlist   UsergroupsUsergroups  <strong>Gallery</strong>Gallery  RegisterRegister   ProfileProfile   Log in to check your private messagesLog in to check your private messages   Log inLog in 
INDEX PAGE

Poszukujemy osób, które jeśli mają ku temu ochotę zajęły się publicystyką, recenzjami płyt muzycznych, korektą stylistyczną tekstów, redagowaniem biografii zespołów, newsami oraz wszystkim tym, co wam przyjdzie do głowy, a uważacie, iż powinno znaleźć swoje miejsce na portalu. kontakt: admin@darknation.eu
Ostatnio na forum
1. Forum zdechło?
04-02-18, 04:25 - Piottr
3. Ambient Collage #8
30-11-16, 02:06 - yy28
4. Ambient Collage #7
29-05-16, 21:05 - yy28
5. Mgla (The Mist)
04-05-16, 15:00 - Vexatus
6. Achaja
04-05-16, 14:54 - Vexatus
Forum Index » Sztuka » Wasza twórczość » [opowiadanie] Obraz Doskonały
Post new topic   Reply to topic
View previous topic :: View next topic  
Author Message
Matariel


Offline 
Gender: Gender:Male
Age: 35
Zodiac: Aries
Joined: 08 Aug 2006
Posts: 19
Location: Cyberspace

PostPosted: 08-08-2006, 13:12    Post subject: [opowiadanie] Obraz Doskonały Quote selected Reply with quote

Na tle błękitnej, wzorzystej tapety stał mężczyzna w doskonale skrojonym fraku. Oświetlało go słońce wpływające złotem przez wielkie okno, przysłonione po bokach karminowymi zasłonkami. Tuż za nim zaczynał się cień, który niczym kurz osiadł też na ramionach mężczyzny.
Pociągnięcie, dwa.
Teraz również do skrawka klapy fraku przykleił się cień. Nadało to trochę więcej kontrastu między mrokiem a światłem. I trzydziestolatkowi, patzącemu w nieznane przez okno.
Odłożył pędzel do brudnego od farb pojemnika z terpentyną. Popatrzył krytycznie na obraz, przechylając nieco głowę, po czym stwierdziwszy, że praca nie poszla na marne, wydął zabawnie usta. Odszedł od sztalugi, pozostawiając ją na samym środku pokoju. Gładką, wąską dłonią sięgnął po karton soku. Nalał sobie do kubka, z którego powierzchni śmiała się mordka komiksowego kota. Przeszedł kilka kroków. Wrócił.
Ziewnął rozdzierająco,podrapał się po karku. Zwykły odruch. Każdy może. Ściągnął z siebie fartuch, zmiętą koszulę, po czym rzucił to wszystko na krzesło.
Stanął przed wysokim lustrem, wiszącym na boku szafy sięgajacej sufitu. Ziewnął ponownie, przetarł oczy. Odbicie zaczerwienionych oczu boleśnie przypominało o zmęczeniu. - Mamo, kiedy to ja ostatnio taki skonany... - Nie dokończył, głębokie ziewnięcie pokazało w lustrze wnętrze jamy ustnej. Zanim odszedł, obrzucił szybkim spojrzeniem swoją sylwetkę. Nie za gruby, nie za chudy. Średniej wysokości, zaznaczoną lekko linię mięśni pokrywała warstewka tłuszczu. Naturalnie, nie należał do grona kulturystów, ale też nie spotkał nigdy człowieka, który wypomniałby mu nadwagę. Taki przęciętny.
Za to dłonie, zwykle pokryte mozaiką barw z farb olejnych, zakończone były długimi palcami. Twarz, owalna, u dołu bardziej spiczasta, na której było widać szarość poprzedzającą zarost. Średni nos majaczył niedaleko pary oczu, zielonych trochę, bliżej tęczówek wpadającej w plynne złoto.
Zniknął. W srebrzystej tafli widać było tylko resztę pokoju. Przewrócił się bezładnie na łóżko, zaciągnął kołdrę. Bez chęci cisnął na dywan spodnie, i zasnął. Twardo, jak ktoś, kto długo nie spał. Może on też?

- Michał, wstawaj. - Dotarły do niego słowa, których nie mógł zrozumieć, przyporządkować do jakiegokolwiek typu. Tkwił jeszcze w oparach snu. Resztki rozleniwienia - i wątpliwości - zniknęły pod naciskiem kolejnego, wyrzuconego szybko słowa. - Wystawa! - To przeważyło. Zerwał się jak poparzony, nie przerywając tempa ani strumienia nabytej energii rozciągnął ręce, chwycił zegarek, zapiął jego pasek na nadgarstku. Pięć po ósmej. - No nie, co ty w ogóle wyprawiasz? - Zaczął smętnie. Chciał kontunuować. - Hahaha, maruda. Kto rano wstaje. - Dopiero teraz zobaczył, że jego współlokatorka, a zarazem przyjaciółka ze studiów, Zuzanna, leżała we własnym łóżku, po drugiej stronie pokoju, zagrzebana po szyję w pościeli. - Dzisiaj ty idziesz do spożywczaka. I nie wykręcaj się, to że sobie bazgrzesz po nocach nie zwalnia cię z tego. - Miała chyba jeszcze jakieś argumenty, ale Michał usiadł ciężko na krześle, powoli zaczął zakładać t-shirt. Uśmiechnięta na ten widok dziewczyna wygięła się w łuk, unosząc się z kołdrą ponad materac, tak, że tylko czubek głowy i pięty dotykały materaca. Opadła z powrotem, złote loki luźno rozsypały się na poduszce. Wymruczała tylko złośliwie. - Obudź mnie, jak zrobisz śniadanie. Aha, możesz mi je tu przynieść... - Znieruchomiała w bezładnej stercie materiału.
Chwilę potem wyszedł z domu. Wystawa. Jak zwykle, kończył wszystko na ostatnią chwilę. Miał dzisiaj przedstawić niespodziankę, tak powiedział organizatorom. Jak co rok w galerii przy ulicy Miodowej, odbywała się prezentacja obrazów młodych twórców, a autor najlepszej pracy zostawał nagradzany dość symboliczną kwotą. Michał nigdy nie wygrał takiego konkursu. Nie dziwiło go to wcale, malował od czterech lat. Pomimo talentu i ciężkiej pracy, jaką niewątliwie wkładał w każdy obraz, pozostawało dużo przed nim.
W galerii miał się stawić godzinę przed południem, z własnoręcznie namalowanym obrazem. Wtedy to dwóch mężczyzn, podających się za znawców, określało czy praca może zostać zgłoszona. Była to czysta teoria, ponieważ od pierwszej takiej wystawy przy Miodowej nie zdażylo się, aby dzieło zostało odrzucone.
Każdy miał w końcu prawo wyrazić siebie. Krzyk. Albo spokój. Albo coś zupełnie innego.
Wiosenny wiatr przyniósł do jego nozdrzy zapach ciepłego pieczywa. W brzuchu zaburczało donośnie. Wszedł do piekarni połączonej ze sklepem spożywczym. Niemal automatcznie podszedł do półki, zabrał z niej wszystko, co było mu potrzebne. Potem z wielkiego kosza wyjął kilka bułek i chleb. Kolejka nie była długa. Pierwszy stał starzec w eleganckim swetrze, a zaraz za nim opierała się o ladę młoda kobieta. Chłopak spojrzał ciekawie, co kupowała. Różne produkty w ilościach większych niż potrzebował Michał i jego współlokatorka. Poza tym dwa opakowania kaszki dla dziecka. Maszynka do golenia, gazeta... Reszta przestala go interesować. Wlepił wzrok w szybę, za którą zieleniły się pierwsze liście. Westchnął cicho.
Z nieznanego sobie powodu tęsknił do rodziny. W żadnym wypadku swojej! Rodzice. Mieszkali w innym mieście, czasem przyjeżdzał do nich na święta. Był niezależny. Ale brakowało mu jego własnej, jeszcze nie utworzonej rodziny. Nie chodziło tylko o to, żeby znaleć sobie dziewczynę. Żona, dziecko... Pokręcił głową niedowierzając wlasnym myślom. A jednak to prawda.
Wracał do domu w takim zamyśleniu, że zanim się obejrzał, otwierał już drzwi. Drobna blondynka spała nadal.

Równy chód. Raz, dwa. Raz, dwa. Maszerowali raźnie. On - trzymając pod pachą obraz w brezentowym pokrowcu. Ona - obok, stąpając lekko, obcasami nadając rytm. Spojrzała na niego, idącego w swietle slońca, zmrużyła oczy. - Gadałam dzisiaj z Kamilem. Wiesz? - Urwała pytaniem. Odwzajemnił spojrzenie. - Dlaczego mi to mówisz? - Odpowiedź - pytanie złamało uśmiech Zuźki, jak cienką gałązkę. Odwróciła spojrzenie przed siebie. Na ulicy pełno było samochodów, gnających przed siebie w nieznane. Chodnik przecinała ulica Miodowa. Skręcili w lewo, dostrzegając pociemniały szyld galerii „Kot”. - Zuza, to było dawno... A ja nie mam po co do tego zwracać. Stara znajomość, stara kłótnia. To już nie ważne. - Stanęła jak wryta. - Znajomość?! To był twój najlepszy przyjaciel! - Zdawało się, że pociemnialo niebo. Cienie na twarzach. Położył jej dłonie na ramionach. - Nie teraz... Wystawa, po to tu przyszliśmy. Wrócimy do tego, obiecuję. A teraz nie psuj mi humoru, czeka na mnie pierwsza nagroda! - Uśmiechnął się przekornie. Przyjaciółka złapała przynętę. Od razu się wypogodziła, poslała kuksańca w bark. - Jasne. Pierwszą nagrodę pocieszenia w przedziale wiekowym pięć do dziesięć. - Nie miał jak się nie roześmiać. Próg „Kota” przeszli weselsi. W powietrzu jak zły duch wisiały smutne słowa.
Minął solidny kwadrans, kiedy wreszcie w pokoju zajmowanym przez rówieśników - artystów pojawiły się trzy osoby. Dwóch starszych mężczyzn w wytartych garniturach, oraz pulchna kobieta z wymalowaną na twarzy nieskrywaną radością. Staruszkowie to oczywiście spodziewani znawcy, nierozerwalnie związani z losami galerii, wrośnięci niemal w jej mury. Pierwszy z nich, bardzo wysoki, wychudzony, zapuścił siwe bokobrody, na czubku głowy powiewały resztki białych włosów. Drugi był przeciętnego wzrostu, postury również zwykłej. Nosił okulary w drucianych oprawkach, był całkowicie łysy, nie miał cienia zarostu.
Za to nie od razu poznali, kim była ich towarzyszka. Nie miali czasu na domysly, przemówiła od razu, wyprzedzając innych. - Witam was, młodzi twórcy. Nazywam się Eliza Gorzelska, niektórzy z was znają mnie właśnie stąd - jestem szczęśliwą właścicielką tego przybytku kultury. - Chyba wszyscy uśmiechnęli się na dźwięk słów „szczęśliwa” oraz „przybytek kultury”. O ile nie można było odmówić jej dobrego humoru, tak sama galeria była podrzędna, żadko kto zaglądał przez przeszklone drzwi. Michał był pewien, że ponad połowa zachodziła tu przez przypadek. „Szczęśliwa właścicielka” kontunuowała, nie zwracając najmniejszej uwagi na miny przybyłych. - Cieszę się, że chcecie uświetnić dzisiejszy dzień w życiu tej galerii waszymi pracami. Dzisiaj chciałabym osobiście zobaczyć efekty waszej pracy. Rozstawcie proszę wasze obrazy na przygotowanych sztalugach. - Urwała, wskazując na nowe, drewniane stojaki.
Po chwili wszystkie obrazy stały chaotycznie rozmieszczone w małej salce. Łącznie siedemnaście obrazów o rozmaitej tematyce i formacie. Problematyczne okazało się płótno jednej dziewczyny, wyglądającej na standardową szkolną prymuskę, której rodzice wcisnęli w ręce pędzel. Obraz miał przedstawiać jej wizję bitwy pod Grunwaldem. Mimo że ani estetycznie ani rozmiarami nie dorównał interpretacji Matejki, nikt nie powiedziałby, że miała dwie lewe ręce. Dostawiono drugą sztalugę, i jakoś się trzymało.
Właścicielka tego rozgardiaszu płonęła dumą, co komponowało się z jej wściekle fioletową suknią. Biegała, oglądała, oceniała cicho, a za nią jak dwa tresowane zwierzaki - panowie znawcy. Ehh, ci artyści.
Michał nie pękał z dumy. Raczej zdawał się zapadać w siebie, jakby implodował. Zniknęło cale poczucie humoru. Zuzanna stała obok, nerwowo spoglądając w różne punkty - twarze, malunki, podekscytowaną panią Elizę. Niby nie było się po co stresować, po co mieć jakąkolwiek tremę. Pewnie i tak nikt nie przyjdzie. Z resztą, wystawa ma się oficjalnie rozpocząć dopiero o godzinie trzynastej. Spojrzała na zegarek. Pięć po pierwszej. Nikogo na horyzoncie, blaszany dzwonek przy drzwiach pozostawał głuchy.

Brzdęk! I w pomieszczeniu pojawił się pierwszy gość. Trochę onieśmielony chodził od obrazu do obrazu, przy których stali ich twórcy. Po kilku oddechach drzwi otworzyły się znowu. A potem raz jeszcze. W końcu przestali liczyć.
Gości przyszło więcej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Zadowoleni byli wszyscy. „Bitwa pod Grunwaldem” cieszyła się zainteresowaniem proporcjonalnym do swoich rozmiarów. Płótno Michała było średnie. Oceny gości - przeciętne. Nie zdziwiło go to. Nie spodziewał się zachwytów. Mężczyzna na tle błękitnej ściany pozostawał głuchy na wszystko. Chłopak nazwał go „Lucjusz”. Wydawało mu się to najbardziej nieadekwatne. Z resztą nie miało znaczenia.
Michał rozmawiał z pomrukującą z cicha Sroczką, bo i tak czasem nazywał przyjaciółkę. Rozszerzyła oczy. Malaż odwrócił się w kierunku bodźca, który wywołał zaciekawienie Zuzy.
Obiekt okazał się kobietą. Bardzo ładną kobietą. Szczupła brunetka stała dwa kroki od nich, wpatrując się ciekawie w detale „Lucjusza”. Przygryzła wargę, przechyliła głowę. Świat wokół niej rozmył się zupełnie. Skupiła się, marszcząc co chwilę brwi. Twórca obrazu poczuł w boku ukłucie. - Ałł, co ty... - Blondynka spojrzała z intensywnością orła. Powiedziała tak cicho, że ledwie ją uslyszał. - Idź do niej. - Bez przesady, przemknęło mu przez myśl. Zrobił minę - unik, sugerując, że nie zrobi tego. Nigdy nie miał śmiałości, żeby do kogoś podejść. A jego towarzyszka już wiedziała. Brunetka utkwiła w jego oku w sposób, na który nie zaradzi żaden okulista. - No idź, weź się w garść. - Potrząsnął głową przecząco. Ona ścisnęła usta, jakby obrażona. - Frajer. I tchórz. - Wyzwiska zafurkotały wściekle. Urażona duma. A zobaczysz, pomyślał. Pokonał chwiejnie dwa kroki, zwątpił. Obejrzał się za siebie. Koleżanka uśmiechnęła się ironicznie, miną mówiąc „jesteś za cienki”. Odezwał się szybko, bezsensownie. - Fajne, nie? - Zaczerwienił się słysząc taką głupotę z własnych ust. Gość galerii, piękna nieznajoma przeniosła spojrzenie z obrazu na niego, jakby analizując - czyżby twórca obrazu był integralną częścią swojego dzieła? Przechyliła kształtną głowę na bok. Ten ruch był przewidywalny. Usta ulożyła w sposób sugerujący zastanowienie. Blysk. Spotkanie spjrzeń. Ucieczka. Pokiwała głową, powoli. Nie wiedział, co mogło to znaczyć. Nie powiedziała nic. Kolejny strumyk słów chłopaka. - Tak naprawdę to mi się wcale nie podoba. Jak zwyklę, kończę wszystko na ostatnią chwilę. Ma sporo błędów. Ale dziękuję mimo wszystko. - Rzucił jej minę jaką do tej chwili mogła się pochwalić tylko pani Gorzelska. Ona odpowiedziała podobnie, choć bardziej subtelnie. Skierowała się w kierunku drzwi. Odwróciła z piskiem gumowego obcasa. Pomachała. I wyszła.
Koniec. Po prostu.

Zapamiętał tylko te wypieki na twarzy i śmiech, rozbrajający śmiech Zuzki. - No to żeś się popisał, Casanova! - Odpowiedział najpierw tylko kąśliwą miną, chwilę potem poprawił się werbalnie. - A co niby miałem powiedzieć? - Drobna kobieta odpowiedziała między salwami nieokiełznanej radości. - Nie wiem... Ale to... Haha... Nie słyszałam nigdy nic głupszego. Wiesz, ja na pewno nie umówiłabym się z facetem, który zaczyna rozmowę od „Fajne, nie?”. No ale sam widzisz. Nawet nic nie odpowiedziała. Wyszła. - Michał nieco zmarkotniał. Nigdy sobie nie radził, mimo szczerych pomocy przyjaciółki, albo też mających działanie motywujące połajanek, takich jak ta. - Ale uśmiechnęła się do mnie... Z resztą jakie to ma znaczenie? - Odbiła pytanie. - Nie wypadało jej się uśmiać z obcego faceta. Jakie znaczenie? Takie, że w ten sposób chyba jeszcze jakiś czas zostaniesz sam. Przydałby ci się jakiś sparing... - Nie wytrzymała. Roześmiała się, wchodzili już na klatkę bloku, w którym wynajmowali mieszkanie. Na siódmym piętrze, w samym środku Mokotowa. Warszawa była duża. Dostało mu się mocno, droga była niesamowicie długa.
Siedzieli jeszcze do puźnej nocy, pijąc herbatę, ucząc się. Studiowali na tym samym uniwersytecie, na tym samym wydziale nawet. Kierunek - Wiedza o kulturze. Zuzanna dostała się tam, bo lubila czytać, a czytała dużo. Znała niezliczone ilości książek z literatury światowej, a dział polskiej fantastyki miała opanowany co do pozycji, zdawało się często Michałowi, który starał się ją czasem zaskoczyć malo znanym tytulem. On zaś, kiedy nie dostał się na Akademię Sztuk Pięknych, udał się tutaj. Sroczkę znał wcześniej, ale głęboka przyjaźń rozkwitła dopiero na pierwszym roku studiów. Teraz byli w trakcie trzeciej klasy.
On dalej malował, ona dalej czytała. Dawali radę bez problemu ze wszystkimi egzaminami. Dlatego odpuścili sobie tej nocy po dwóch kwadransach ślęczenia nad podręcznikami, pogrążyli się w rozmowie. - No i co zrobisz z tym faktem? - Wiedział, co ma na myśli, nie pytał zbędnie. - Chyba nic. Mówiłem przecież. - Słuchając, upił łyk herbaty. Ciepła, żeńszeniowa ciecz spłynęła do żołądka relaksując. - Proszę cię, przecież nic nie stracisz... Znacie się tyle lat. Przypomnij sobie to wszystko. Ogniska na polach w Pruszkowie. Albo jak pojechaliście na gapę do Olsztyna, wariaty. A w liceum... - Przerwał gestem. - Właśnie. Bardzo dawno. Ile ostatnio się widywaliśmy? Nie mamy czasu na naprawienie czegoś, co umarło śmiercią naturalną. To już nawet nie kumpel, taki znajomy tylko, z którym mogę chwilę pogadać, kiedy go widze. Ale nie dam się wrobić drugi raz w takie coś. Ile się musiałem namęczyć... Może i ma tą swoją depresję, ale nie znaczy to, że może się wyżywac na wszystkich dookoła. - Kobieta ustąpiła. Przeniosla się z wysokiego stołka na łóżko, owinęła się kołdrą. Patrzyła. - Myślisz jeszcze o niej? Wiesz, o tej dziewczynie w galerii? - Michał zareagował szybko. - A niby dlaczego miałbym myśleć? Co to, znam ją? - Zbyt szybko. Pokiwała głową, wychwytując fałsz. - Myślisz. - I zasnęła, przewracając się lekko na poduszkę. Nie czekając ani chwili dłużej, runął na swoje łóżko, zasnął po kilku minutach. Cisza.

Znów stał w sali pełnej obrazów. Nie od razu poznał co się zmieniło. Zrobił kilka kroków, które odbiły się echem od ścian i obrazów. Na środku pomieszczenia, zamiast „Bitwy pod Grunwaldem” pysznił się jego obraz, kilkakrotnie większy, choć ten sam, jakby namalowal go większym pędzlem. Obejrzał się wokół, i jakby wszystko wokół stało się wielkie. Kolejne kroki pozostały bezdźwięczne. Nie wiedząc nic, usiadł na twardej podłodze. Co tutaj robić? Przecież wystawa zakończyła się kilkanaście godzin temu. I dałby sobie rękę uciąć, że jego dzieło było mniejszych rozmiarów. Nie sposób tego przeoczyć.
W końcu położył się zupełnie, z twarzą skierowaną ku górze. Było mu tak dobrze, nie myślał o niczym. Zaskoczenie.
Pojawiła się znikąd. Kobieta o szczupłej sylwetce, ciemnych włosach w bezładnych lokach. Co ona tu robi, przeszło mu przez myśl. Zmarszczyła zgrabny nosek, oczy zaiskrzyły lawendą. Podała mu rękę, bez słowa. Bez problemu wstał, oblicza naprzeciwko siebie. Nie puściła jego dłoni, pociągnęła go za sobą, a on nie sprzeciwiał się. Wyszli z galerii, prosto na ulicę, po to, żeby skręcić do parku. Nocą wydawał się zupełnie inny niż za dnia. Fontanna nie działała, pozostawała martwa, zimna. Ptaki spały otulone liśćmi drzew, szumiących wolno, jakby wiatr nie spieszył się nigdzie, tylko spacerował. Usiedli na błyszczącej od książyca ławce.

Przeciągły gwizd sprawił, że musiał otworzyć oczy. Ziewnął przeciągle. Nie poderwał się od razu. - Bał się tego. Że to tylko sen. Zaczarowany ogród ustąpił powierzchni dla otaczającej go sypialni. Kątem oka zauważył Zuźkę krojącą chleb szerokim nożem. Zamknął oczy, przypomniał sobie wszystko raz jeszcze. Rozmarzył się. Doznanie rozproszył zapach jajecznicy, dolatujący z kuchni wraz z przeciągiem z otwartego okna. Mieszkać z kimś - nie sądził, żeby mogło go w życiu spotkać wiele przyjemniejszych rzeczy.
- Zgadnij, co mi się dzisiaj śniło. - Zapytał, kiedy siedzieli na łóżku, położywszy wcześniej śniadanie na dwóch przyciągniętych blisko stołkach. Spojrzała bystro. - Pewnie inspiracja na nowy obraz. - Zaskoczyło go to. Ale miala rację. - W sumie to tak. Ale konkretniej. - Rozmówczyni uśmiechnęła się na taką tajemniczość, która sama w sobie odsłaniała wszystko. - Już wiem. - Zażartowała słyszalnie. - Ta laska z galerii. - Pokiwał twierdząco głową, ale Sroczka przerwała mu gestem. - Biegliście do siebie po polance... I nagle poślizgnąłeś się na kupie liści. A ona się usmiała, tak jak wtedy, i zniknęła. - Pod koniec ledwo wytrzymywała, żeby się nie roześmiać. Michał się śmiał. Ale od razu zaczął opowiadać dokladnie, co naprawdę widział w nocnych marach. Przyjaciółka uśmiechnęła się ukontentowana opowieścią, nie odpowiedziała nic. Wyszła na balkon, owinięta szlafrokiem, trzymając kubek ciepłego kakao.
Michał tego dnia zaczynał zajęcia wcześniej. Pożegnał się pospiesznie z koleżanką, wybiegł aby zdążyć na autobus. Wykłady były nudne, słyszał je jakby z daleka. Nie mógł się skupić na temacie literatury antycznej, ani opędzić się od myśli powracającego wciąż jak bumerang snu, ani wspomnień wczerajszego dnia. Albo się zauroczył, albo tak dawno nie spotkał takiej kobiety. Jego typ. Tajemnicza, piękna i ulotna. W końcu profesor opuścił sale po ostatnich zajęciach, wszyscy wyszli. Również on. Na początku nie spieszył się wcale, potem ruszył nieco szybciej. Aż puścić się biegiem, jak rasowy pies myśliwski. Dobiegł do domu w rekordowym tępie. Rzucił w kąt teczkę, zaraz za nią kurtka powtórzyła niezbyt majestatyczną trajektorię lotu. Drżącymi rękoma postawił na drewnianej podpórce sztalugi bielutkie płutno. Rozrobił na przygotowanej desce farby. I malował, dlugo, aż nastała noc, aż ostatnia kropla natchnienia spłynęła po pędzlu na skończony obraz. Zuzka jeszcze nie wróciła, zaczynał się martwić. Usiadł w kuchni na wysokim stołku, na którym zawsze siadała. Zaparzył świerzej herbaty, czekając zasnął na parapecie.
- Misiek, obudź się. - Znów to ona pełniła rolę budzika. Zaspane oczy rozbiegły się po kuchni. Cudem tylko nie spadł ze stołka. Herbata wystygła. - Sorki że nie powiedziałam tobie wcześniej. Kulpelka wyciągnęła mnie do kina. Wiesz kogo tam spotkałam? - Uśmiechnęła się zalotnie, i złośliwie zarazem. - No nie wiem... Kamila pewnie. - Trzasnęła zaspanego chłopaka lekko w ucho. - Nie, twoją ukochaną. Nie powiem, całkiem ładnie ci ten obraz wyszedł. Jakby ktoś jej zdjęcie zrobił, tylko z genialnym światłocieniem. - W odpowiedzi podparł się dłonią o policzek. - To nie żadna moja ukochana. Raz ją widziełem. A to że ją namalowałem... A ty byś nie namalowała? - Sroczka zupełnie rozpogodzona, bez śladu zmęczenia po długim dniu przytuliła się do niego, uścisnęła. - Rzuciła na ciebie urok, lowelasie jeden. I dobrze. Coś czuję, że jeszcze się spotkacie. A jak nie, to minie ci szybko. W końcu nie pierwszy raz jesteś w tkim stanie. - Oczywiście miała rację. Raz na jakiś czas przypominał sobie o swojej samotności i szalał za jakąś dziewczyną. Czasem one za nim, jednak nigdy się to nie pokrywało. Długo już był sam, pustka w sercu pokryła się kurzem.
Była już druga w nocy. Nie zastanawiając się długo rzucił się na nieposłane łóżko, i zasnął jak kamień. Na szczęście jutro on szedł do szkoły na późniejszą godzinę. A Zuzka sobie poradzi, ranny ptaszek.

Tym razem od razu zorientował się, że to sen. Był tego w pełni świadomy. Stał na środku pustej ulicy. Z ciekawości skierował kroki w kierunku galerii. Chciał ją spotkać. Doszedł szybko, umysł pod jego kontrolą w jakiś sposób skrócił drogę do minimum. Galeria była pełna obrazów, na największym stojaku wciąż stał portret człowieka we fraku, jego pędzla oczywiście. Wyszedł pospiesznie, jednak nie pojawił się na ulicy. Od razu rozpoznał błękitne ściany, oraz wielkie okno, z którego widać było doskonałą tarczę słońca. W kącie, oparta o ścianę stała ona. Miała na sobie suknię, taką jakie nosiły bogate paryżanki na początku osiemnastego wieku, bogato zdobioną, zasłaniającą ramiona. Patrzyła na niego ciepło. Wypalił od razu, bojąc się, żeby nie spłoszyć dziewczyny, nie wybudzić się z cudownego snu. - Jak masz na imię? - Nie odpowiedziała nic, za to wyciągnęła do niego rękę, dotychczas schowaną za sobą. Z cienia wyłonił się mały bukiecik niezapominajek. Jeden kwiat wyciągnęła z pęku, i uczepiła we włosach. Wziął z jej rąk resztę wyśnionego bukietu. - A więc Niezapominajka. - Powiedział, na co gorliwie pokiwała głową. Podeszła lekkim krokiem do okna. Podszedł za nią. Dlugo patrzyli na wspaniały świat, rozciągający się jak namalowany - zazielenione wzgórza, pokryte łatami z białych kwiatów, słońce, tak prawdziwie ciepłe, a także ptaki, przachadzające się jelenie i wszędobylskie króliki. - Gdzie jesteśmy? - Pytanie wywołało tylko wzruszenie ramionami kobiety, która oparła się teraz zupełnie na parapecie. Chwyciła go za rękę. To tylko sen, pomyślał. Jednak chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym gościu galerii. - Dlaczego nic nie mówisz? - Zasępiła się troszkę, z twarzy zniknął uśmiech. Słońce zaszło za chmury, zwierzęta uciekły spłoszone, z nieznanego nikomu powodu. Wskazała palcem na usta, przecząco pokręciła głową. Zapytał ciekawie,ale nieśmiało. - Nie mówisz? W ogóle? - Smutno spuściła głowę. Wiedział już, że tak. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby ją pocieszyć, choć była tylko częścią jego snu. - Nie martw się. Opowiadasz mi o sobie więcej obrazami, lepiej niż ktokolwiek inny spisując autobiografię. - Zaśmiał się delikatnie, żeby nie zrozumiała tego jako obelgi. I faktycznie, może za sprawą autosugestii, dziewczyna rozpogodziła się, wszystko wokół pojaśniało, wróciło do poprzedniego stanu. Szybkim ruchem uwolniła swoją dłoń z jego ręki, i wyskoczyła przez okno. - Nie! - Krzyk wypełnił krainę, choć pozostał bez wpływu na otaczającą naturę. Nie stało się nic. Spojrzał w dół. Niezapominajka szybowała w dół. I razem z powiewem wiatru, zmieniła kierunek, lądując bezpiecznie na łące. Pomachała mu tylko. Wszystko wyblakło, jasnoniebieska tapeta zniknęła, potem cały pokój.
Tego dnia spóźnił się na zajęcia. Siedząc na końcu sali, gniótł gniewnie karteczkę, którą zostawiła mu Sroczka. Żółta kartka z numerem telefonu, i słowami „Zadzwoń do niego”. Nie miał zamiaru. Spotkał ją w trakcie przerwy, kiedy połowa studentów chodziła zapalić, a druga część zjeść coś. Stała w małej grupce znajomych, większość znał dobrze. Trzymali się razem, dobrzy znajomi z imprez i szkolnego korytarza. - Cześć wam. - Rzucił szybko wspomagając się dobrą miną. Chciał pogadać z nią w cztery oczy, nie chciał jednak wywlekać tego przy wszystkich, nie miał również zamiaru odciągać jej od znajomych. Zacisnął zęby, i śmiał się razem z nimi, plotkującymi o ostatnich wydażeniach. Dzień znów wlókł się, nie widać było końca. Marzył o tym, żeby znów zasnąć.
Tym razem wieczór nie zastał go w domu. Ani jego przyjaciółki. Cisza w mieszkaniu była gęsta jak smoła.
Chwile wytchnienia. Siedzieli w kawiarence na rogu dwóch spokojnych uliczek, za oknem naprzeciwko ich stolika gasły światła sklepików i mieszkań starego miasta. Nie mówili już o niczym ważnym, ani o nieszczęsnej historii przyjaźni szkolnych kolegów, ani o pięknej Niezapominajce - ostatni sen Michał opisał przyjaciółce bardzo dokładnie, na co stwierdziła tylko, że chyba coś o tym napisze. Czekała na swój debiut literacki, jak dotąd szło jej nie zupełnie po myśli. Maile zwrotne oznaczały tylko odmowy. Czekała cierpliwie, nie widać po niej było nigdy śladu znurzenia niepowodzeniem. Mówili właśnie o tym.
- Wiesz co mi napisali? Że moja powieść jest monotonna, że nie dzieje się nic. Może redaktor lubi czytać tylko cholerne space-opery, w końcu tam akcja jest zawrotna. Albo o gangsterskich porachunkach. Ja sama tego nie znoszę, wiesz o tym. Gdzie miejsce na odrobinę tajemnicy, ukrytych uczuć, czegoś, co sprawi że zastanawiasz się nad sensem różnych rzeczy, zamiast śledzić bohatera, który musi w każdym rozdziale kogoś spacyfikować. - Mówiła spokojnie, nie ważąc w rzeczywistości słów. Po prostu płynęła z tematem, a Michał potakiwał jej, nie z grzeczności, ale zupełnie się z nią zgadzając. Przynajmniej w kwestii wszystkich gwiezdnych wojowników. Nie lubił tego gatunku.
Nie zwrócili najmniejszej uwagi, kiedy otworzyły się drzwi. Kawiarenka była już nieco zatłoczona, choć spokojna, co chwile napływali nowi ludzie - szczęśliwe, rozszczebiotane pary, zmeczeni trudami psychicznej pracy biznesmeni, z żadka trafiał się samotny człowiek z przenośnym komputerem, który w tej kawiarence pisywał swoje wiersze. Atmosfera lepsza niż domowa, twierdziła zgodnie dwójka przyjaciół.
Nie zwrócili też szczególnej uwagi na stukanie obcasów w drewnianą podłogę. Aż do momentu, kiedy stukanie ustało. Jak zsynchronizowani spojrzeni na przybysza. Michałowi serce stanęło w poczuciu mieszanki radości i przerażenia. Zuzka jak zwykle opanowana skinęła przybyszowi na puste miejsce. Niezapominajka.
Ciemne włosy miała wysoko upięte, tylko kilka celowo zostawionych kosmyków opadało luźno po bokach twarzy. Nieme usta podkolorowała na karminowo. Obrzucała ich spojrzeniami lawendowych oczu. Podniosła w górę rękę, po chwili zjawił się kelner. Na karcie pokazała mu pozycję. Młody kelner, wydawało się praktykant, upewnił się co do zamówienia. - Kawę, szanowna pani. Podać śmietankę? - Pokiwała energicznie głową, pracownik odszedł, zanotowawszy wsześniej zamówienie. Dopiero teraz Michał zobaczył, że na sztruksowej torebce widniał dokładny obrazek. Niezapominajka. Tego już było za wiele. Zuźka nie zauważyła nic, spokojnie piła swoją kawę. Po chwili przerwała niezręczne milczenie. - Jestem Zuzanna - Podała jej rękę. - A to jest mój kolega, Michał. - Również on podał jej rękę. Identyczne wrażenie, jak ze snu. Ona wyciągnęła notes, nakreśliła pospiesznie kilka słów, po czym podała dziewczynie kartkę. - Rozumiem, nie widzę problemu, miło cię poznać. - Zuza odpowiedziała promiennie, podając mi kartkę. Znajoma z galerii zapisywała już kolejną karteczkę, zgrabnym, pochyłym pismem. Chłopak, któremu serce caly czas waliło jak oszalałe, przeczytał podaną wcześniej wiadomość. - Przepraszam że przeszkadzam, nie ma już wolnych miejsc. Nie porozmawiamy też chyba, jestem niemową. - Jak to się stało? To chyba niemożliwe, żeby... To na pewno tylko mózg płata mi dziwne figle, pomyślał. Przecież rejestruje wszystko wokół, nawet jeśli nie zwracamy na to uwagi, i w snach to wychodzi na jaw. A niezapominajka? Pewnie miała w galerii tą torebkę, tylko nie zwróciłem na nią uwagi.
Tymczasem nowoprzybyła zapisała coś, po czym podała mu papierek. - Mam na imię Natalia. Pamiętam was z galerii „Kot”, bardzo ładny obraz. Dużo malujesz? - Złote pasemka włosów zasnoniły mu na chwilę pismo, po czym odezwała się ich właścicielka. - Owszem sporo maluje... Ostatnio ciebie namalował. I to jak! Gdyby wystawił ten obraz zamiast tamtego, to on dostałby nagrodę, a nie jakaś podróbka zacnego polskiego malaża. - Michał zrobił się czerony aż po uszy. Natalia zaróżowiła się na policzkach, przeniosła spojrzenie na blat stolika. Napisała tylko: „Pokażesz mi?” Nie mógł nic powiedzieć, jednoczesnie był gotowy zamordować gadatliwą Sroczkę na miejscu, ale też rzucić się jej na szyję w podziece. Nie wybrał żadnej możliwości, odpowiedział krótko. - Tak. - Po czym zaczął mówić dalej, ledwo sklecając słowo ze słowem. - Tylko się nie zdenerwuj, to nie tak, jak mówi Zuzka. Nie wyszło mi tak pięknie. Ona powinna pracować w agencji reklamowej. - Teraz poczerwieniała obgadywana . Pogroziła mu palcem, rozładowywujac napięcie. Niezapominajka napisała mu krótką wiadomość, po czym wzięła z oparcia krzesła torebkę, i ze stukotem modnych kozaków wyszła na zewnątrz, po drodze odwróciwszy się, pomachała na pożegnanie. Drzwi się zatrzasnęły, a ona zniknęła za nieoświetlonym rogiem ulicy. Zuzka wstała z krzesła. - Dobre, no nie? - Tym razem nie odezwał się na zaczepkę. Wlepił oczy w bezmyślnej radości w wiadomość. „Spotkajmy się jutro w parku przy Miodowej, będę czekać o dziewiątej wieczorem. Weź obraz, strasznie jestem go ciekawa.”
Bezsenna noc pozwoliła wreszcie wypocząć młodemu artyście. Czuł, że dzięki snom z udziałem Niezapominajki, bo w myślach wciąż ją tak nazywał, dały mu tyle weny, że nie uda mu się jej wyczerpać do śmierci. Każdy fragment tych dwóch snów mógł się stać doskonałym obrazem, jeśli tylko umiejetnie to odtworzy. Tego ranka wstał wcześniej niż Sroczka. Ze zdumieniem patrzył w tarczę zegara, która usiłowała mu wmówić, że jest dopiero wpół do siódmej. Cichutkie chrapanie rozlegało się z stojącego po drugiej stronie pokoju łóżka. Siedział przez kilka godzin sam na sam z kawą i myślami. Dzień minął szbko.
Poszedł sam. Pod pachą dźwigał opakowany w brezent swój ostatni obraz. Było już ciemno, ale mijał tłumy ludzi, udających się w przeróżnych kierunkach. Szedł. Minął w końcu galerię. Łup, łup. Kiedy doszedł do ławki, która mu się śniła, nogi odmówiły posłuszeństwa. Usiadł osłabiony. Łup, łup. Serce waliło jak młot. Wytarł mankietem białej koszuli pot z czoła i skroni. Po kilku minutach, których nie liczył, pojawiła się, nadchodząc od strony galerii. W długiej brązowej spódnicy i zielonej letniej kurteczce. Przy boku lśniła nadrukowana na torebkę niezapominajka. Usiadła obok niego. - Cześć, Niezapominajko. - Przyłapał się na tym, że powiedział do niej tak, jak sama nazwała się we śnie. Uśmiechnęła się zalotnie. Wskazała palcem na pokrowiec, oparty o ławkę. - Ok., już pokazuję. Chciałem go trochę poprawić dzisiaj rano, ale nic nie przyszło mi do głowy. - Wyciągnął drżącymi rękami płótno rozciągnięte na drewnianej ramce. Długość obrazu wynosiła mniej więcej sześdziesiąt centymetrów, więc Natalia Odsunęła malunek na wyciągnięcie obu rąk. Przyjrzała się dokładnie. Wydawało się Michałowi, że była zachwycona. I tak było faktycznie. Z szacunkiem oddała mu obraz, a kiedy tylko schował go do opakowania, przytuliła się do niego. Nie tak, jak Zuza. Raczej tak, jak mogłabygo przytulić kobieta jego życia. Siedzieli tak przytuleni jakiś czas. W końcu bariera między ich ustatmi zniknęła zupełnie.
Puźniej patrzyli w gwiazdy. Na czystym niebie było ich widać tysiące. W świetle gwiazd Niezapominajka stała się bledsza. I choć chłopak tego nie zauważał przez jakiś czas, robiła się coraz jaśniejsza, blakła. Aż w końcu zniknęła, zostawiając go samego, uśpionegona ławce. Wyblakła jak błękitna ściana z jego obrazu. Magia.
- Ejj, panie, obudźże się. Bo cie okradną. Stało się coś? - Poczuł nieświerzy oddech i czyjąś obecność nad sobą. Wstał nagle. Siedział na ławce w parku, obok stał obraz w pokrowcu. Przed nim majaczył niewyraźnie, stojący pod poranne, słoneczne światło mężczyzna w średnim wieku, o bujnej brodzi. Zamiatał chodniki szczotką z rózeg. - Idź pan lepiej do domu, nie wypada takiemu mlodemu człowiekowi po parkach się nocą szlajać. Ale zrobisz jak chcesz.
Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Niezapominajka zniknęła. Na zawsze.
Back to top
View user's profile Send private message
Display posts from previous:   
Post new topic   Reply to topic All times are GMT + 1 Hour
Forum Index » Sztuka » Wasza twórczość » [opowiadanie] Obraz Doskonały

 
Jump to:  
You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot vote in polls in this forum
You cannot attach files in this forum
You can download files in this forum


Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group