Hans
Joined: 12 Dec 2006 Posts: 5 Location: Festung Breslau
|
Posted: 18-05-2007, 12:09 Post subject: Energia Dźwięku - Wrocław 10-12.05.2007 |
|
|
Energia Dźwięku to kolejna impreza – obok Industrial Festivalu, Rytuału i Wrocławia Niezależnego – organizowana przez stowarzyszenie Industrial Art. W tym roku odbyła się już druga edycja i, miejmy nadzieję, nie ostatnia. Oprócz części stricte muzycznej, Energia Dźwięku zawiera w sobie aspekt edukacyjny w postaci wykładów, warsztatów i prezentacji.
Ponieważ odpuściłem sobie wyżej wymienione, z kronikarskiego obowiązku je odnotuję. „Co jest w tym pudełku?” to tytuł warsztatu Marcina Dymitera, muzyka związanego z takimi projektami jak Ewa Braun, Mapa czy Mordy.
Uczestnicy uczyli się wydobywania dźwięków z elektronicznych przedmiotów codziennego użytku.
Kolejne warsztaty prowadzili Anna Nacher i Marek Styczyński – członkowie Karpat Magicznych. Nacher uczyła technik improwizacyjnych i etnicznie wokalnych, Styczyński zajął się ludźmi chcącymi zgłębić pozaeuropejskie techniki transu, szczególnie te inspirowane kulturą rdzennych Australijczyków. Z żalem opuściłem wykład Henryka Palczewskiego „Na pustyni awangardy”, mówiono mi później, iż wiele straciłem. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Dla mnie Energia Dźwięku zaczęła się w piątek, chociaż wspomniany wyżej wykład i koncert amerykańsko-brytyjskiego tria Hassle Hound, miał miejsce już w czwartek. Jednak wizyta na stronie internetowej tego zespołu, skutecznie mnie odeń odstręczyła. Do piątkowego wieczoru wszystkie zespoły, mające grać tego wieczoru – Allerseelen, Backworld i Ataraxia – były już na miejscu, zrobiły próby i pozostało czekać na rozpoczęcie koncertu. Pech chciał, że na lotnisku w Monachium wzięto bagaż i instrument basisty Allerseelen za broń, wskutek czego przyleciały one z dużym opóźnieniem. Toteż, gdy tylko pojawił się bas, grajek rozpakował go i z miejsca ruszył na scenę. Trudno było nie zauważyć jego poddenerwowania, trwającego dzień cały.
Występ Allerseelen był dla mnie rozczarowaniem, tym większym, że po pierwsze: członkowie zespołu okazali się bardzo miłymi i otwartymi ludźmi, po drugie: ich muzyka, słuchana z płyt może nie wybija się ponad przeciętność, ale daleko jej też do dna. Czekałem na garść industrialnych brzmień, okraszonych folkiem, czasami w bardzo fajny sposób, a doczekałem się monotonnej perkusji, nudnego basu i koszmarnych podkładów. Pod koniec wszystko zlało mi się w jeden długi kawałek, którego nie szło wytrzymać na trzeźwo.
Kolejnym zespołem, który wystąpił tego wieczoru, był amerykański Backworld, grający delikatny neofolk. Spokojne, aczkolwiek pełne wyrazu wokale, subtelne dźwięki skrzypiec i stonowane gitary. Występ zdecydowanie na plus, choć nie pałam jakimś silnym uczuciem do piosenek o Jezusie. Koncert Backworld był wyjątkowo cicho nagłośniony z powodu warunków akustycznych, panujących w Sali Gotyckiej, gdzie odbywała się cała impreza. Ale taka jest cena klimatu tego miejsca, który zresztą został doceniony przez artystów.
Ostatni występ tego wieczoru – Ataraxia. Teatr? Kabaret? Zespół? Wszystko na raz. Muzycy wykonali piosenki z płyty „Paris Spleen”, inspirowanej paryskimi klimatami z przełomu XIX i XX wieku: trochę makabreski, trochę surrealizmu, a wszystko to w odpowiedniej oprawie scenicznej. Przebieranki, maski, zabawa. Skrzyżowanie tradycji i awangardy, nowego i starego. Szufladkowanie Ataraxii jako jeszcze jednego zespołu z nurtu neo-classical jest daleko idącym uproszczeniem. I choć materiał „Paris Spleen” nawiązuje do fin de siecle’u, nie mogłem nie porównać tego występu z występem zespołu Gae Bolg, który grał na ostatniej edycji Industrial Festivalu, odgrzewając również francuskie, lecz bardziej średniowieczne klimaty. Reasumując: piątek był bardzo udanym dniem, może Allerseelen zaniżyło poziom, ale muzycy nadrabiali towarzysko.
Imprezę zakończyliśmy na after party w klubie La Luz, znajdującym się w średniowiecznej baszcie, będącej fragmentem dawnych murów miejskich. Tak więc gotycki klimat nie opuścił nas do końca.
Sobotni wieczór to przede wszystkim Red Sparowes. O ile ludzie mówili o piątkowych koncertach per Energia Dźwięku, to w przypadku ostatniego dnia tej imprezy, dało się słyszeć jedynie o występie amerykanów. I, szczerze mówiąc, trudno się dziwić. Zespół ten w ciągu kilku lat swojego istnienia zdobył dużą popularność, moim zdaniem nie proporcjonalną do tego, co sobą reprezentuje. Ale wystarczy wspomnieć na plakacie, że grają tam muzycy z Isis czy Neurosis, aby nabić salę.
Zacznijmy jednak od początku. Jako pierwszy zagrał polski projekt Ben Zeen, wypełniając dużą przestrzeń Sali Gotyckiej hałasem. Było głośno i nudno, ponieważ trwało to za długo. Takie występy powinny trwać maksymalnie jeden kwadrans, a nie trzy. Spodziewałem się też, że mając tak szerokie instrumentarium (m.in. thereminy, skrzypce, laptopy) można urozmaicić nawet noise. Ale cóż, może jestem zbyt wybredny.
Po Ben Zeen na scenę wszedł Marcin Dymiter, ze swoim jednoosobowym projektem Emiter, wylewając z głośników hektolitry łagodnej elektroniki. Złagodziło to trochę wrażenie po poprzednikach, ale kolejne trzy kwadranse spowodowały nawrót zjawiska zwanego nudą. Muzyka Emitera jest muzyką mało koncertową i widowiskową, zdecydowanie wolę takich rzeczy słuchać w domu.
Gdy wszystko się skończyło, na scenie zainstalowało się Red Sparowes. Zaczęli spokojnie, zresztą co ja piszę, przecież oni w ogóle grają spokojnie i właściwie jedyne, co mnie w ich muzyce urzeka, to te mocniejsze momenty, których jest zdecydowanie za mało. Jednak nie wyrzuciłbym ich z czołówki gitarowego grania, ich kompozycje są proste, ale nie prostackie, a to sztuka grać numery na kilku dźwiękach i nie zanudzić publiki. A ta reagowała żywiołowo, więc koncert można uznać za udany. Urozmaicały go filmy puszczane z projektora, który w czasie występu zaliczył dwie awarie, co w zasadzie nie zakłóciło muzykom grania.
Energia Dźwięku udaną imprezą była: słyszałem wiele chlubnych opinii o zorganizowanych warsztatach, pod względem koncertowym było różnorodnie i raczej każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Absolutny brak ekscesów, spokój i sprawność organizatorów sprawiły, iż można się było wyluzować i niczym nie przejmować. Dzisiaj pozostaje czekać na kolejną edycję i trwać w przekonaniu, że będzie jeszcze lepsza. |
|