Ataru
Gender: Age: 38 Zodiac: Joined: 21 Dec 2006 Posts: 139 Location: Lublin
|
Posted: 04-04-2009, 14:42 Post subject: Emilie Autumn - 2.04.2009, Warszawa |
|
|
Gdy tylko dostałem informację o kolejnej wizycie panny Emilie Autumn wraz z jej Bloody Crumpets w naszym kraju nie zastanawiałem się długo, wiedziałem, że pojadę. Po ostatnim show, które zgotowały nam niewiasty trzeba jasno powiedzieć, że był to naprawdę wyjątkowy koncert i wrażenie pozostawił po sobie niemałe, wiec i oczekiwania z mojej strony były bardzo duże.
Oczywiście, co stało się już tradycją, podczas koncertów w warszawskiej Progresji nikt nie dba o to o jakiej godzinie wpuszcza się ludzi do środka, ale tym razem było to opóźnienie zaledwie półgodzinne, więc też nie będę przywiązywał do tego zbytniej wagi, sam zresztą nauczony doświadczeniem nie spieszyłem się już zupełnie. Zwłaszcza, że obyło się tym razem bez sprawdzania zawartości plecaków/toreb/kieszeni/czegokolwiek innego w czym można coś schować, za to plus dla organizatorów.
Z kolei pod samą scenę wpuścili nas znacznie wcześniej niż powinni, mimo to z refleksem wylądowałem w pierwszym rzędzie, co jak się szybko okazało miało więcej dobrych stron niż wyłącznie kontakt z dziewczętami na scenie, bowiem "zgodnie z życzeniem artystki" koncert opóźnił się dobrze ponad godzinę, co dodawało barierce dodatkowych atutów. Z konsternacją odwracałem się widząc za sobą zaledwie kilka głów i masę pustej przestrzeni, kotłowanina przy barze i szatni ciągle jednak trwała, co ostatecznie mogło nastrajać choć nieco lepiej. Tłumów nie było jednak, widać to było już pod samym klubem.
Scenografia jak na koncert tej akurat artystki dość oszczędna, dekoracja mogla naprawdę być nieco bardziej bogata, ale pojawienie się dziewczyn ubarwiło występ na tyle, ze rekwizyty zupełnie zeszły na dalszy plan.
Spektakl rozpoczął się od "4 o'clock", który wypadł dobrze. Dziewczyny od samego początku bardzo umiejętnie budowały relację scena-widownia i nawet to opóźnienie wydaje mi się nieco wyreżyserowane, choć równie dobrze mógł być to kaprys jednej z dziewczyn. Bądź po prostu, jak sugerował "tłum" pod scena już przed koncertem - laski po prostu piły. Jak było naprawdę - to pewnie pozostanie tajemnicą.
Ze sceny czuć było świeżość i masę energii, która bila od dziewczyn, miały one na twarzach naprawdę szczere uśmiechy i niejednokrotnie było słychać śmiech, zresztą tak ze sceny jak i z tłumu. Wielokrotne rozmowy i wszelkie inne atrakcje w postaci kontaktu wzrokowego z dziewczętami, gier, buziaków czy wymiany podarunków dopełniały całego show, które trwało blisko 3 godziny. Dziewczyny naprawdę szły na żywioł i tak jak czas spędzony pod sceną dłużył się, tak te niemal 3 godziny koncertu zleciały bardzo szybko. Emilie chyba nieco oszczędzała gardło, w porównaniu z ostatnim koncertem mało kwestii zostało naprawdę wykrzyczanych i energii na scenie jakby było nieco mniej, ale z drugiej strony ten koncert był niemal trzykrotnie dłuższy od ostatniego co mogło mieć bezpośredni wpływ na to, ze wtedy dawka energii była nieco bardziej skompresowana, mimo to niektóre z utworów były wykonane co najmniej rewelacyjnie. Świetne "God Help Me" poprzedzone krótszą niż ostatnio modlitwą, obyło się tym razem bez próśb o składanie rąk, być może dlatego, ze ostatnio niektórzy w naszym kraju z niesmakiem kręcili na to głową, a być może dlatego, ze ktoś zdradził artystce, ze jest rocznica śmierci papieża (swoja drogą jadąc do Warszawy usłyszałem w radiu o tym, że mu się zmarło i śmiało takie oto plotki rozpuściłem, chodziło natomiast wyłącznie o rocznicę owego "zejścia" i innego papieża), bo i modlitwa jakby mniej kontrowersyjna. Tak czy inaczej kpiące "God Help Me" naprawdę porwało publiczność, a "Misery Loves Company" doprowadziło już ludzi do wrzenia, wszyscy wykrzykiwali słowa kompozycji znając ją świetnie, choć prawda jest też taka, ze on koncertowo po prostu wypada rewelacyjnie, znacznie lepiej niż ten studyjny. Poza tym dużo lepiej niż ostatnio wykonane "Liar", ale były także utwory nieco zaniżające poziom pod względem wykonania. Tu bym zaliczył spokojne "The Art of Suicide", które wypadło znacznie gorzej niż ostatnio i "I Want My Innocence Back", które pod względem koncertowego potencjału wykonane było dość blado i jakoś tak niemrawo. Dość dobre za to oddanie utworu zespołu Queen, które to pojawiło się na ostatniej epce Emilie, czyli "Bohemian Rhapsody", który wcale nie skończył koncertu, choć wiele osób tak właśnie przypuszczało i nastąpiło przedwczesne wywołanie bisu, choć artystka ze sceny jeszcze nie zeszła i ewidentnie nie miała wcale takiej ochoty.
Ponadto jeszcze na życzenie artystki odśpiewane chórem "Szła dzieweczka do laseczka", jednym słowem było ciekawie. Warto wspomnieć także o naprawdę świetnym popisie gry na skrzypcach panny Emilie, naprawdę - skopało to publice dupy, bo warsztat i doświadczenie waćpanna ma niemałe. Publiczność była wsłuchana w każdy dźwięk, choć duża część ludzi będących tam woli na co dzień słuchać elektroniki traktującej o orgazmach niźli takiego instrumentu jak skrzypce, mimo to wszyscy byli zauroczeni. Wyjścia na bis choć każde z nich ewidentnie przygotowane to jednak naprawdę świetne, a wykonanie motywu przewodniego z Monty Pythona, czyli "Always Look on the Bright Side of Life" z "freestylem" pani kapitan jednak potrafiły zrobić wrażenie przeogromne, a ludzie, choć znali wyłącznie refren (co, umówmy się, nie jest wcale dużym wyczynem) to wykrzykiwali każde ze słów i wyszło naprawdę fenomenalnie.
Reasumując - koncert bardzo udany, choć momentami nieco w kratkę, zabrakło nieco więcej krzyku ze sceny (bo jedna z fanek to na pewno straciła głos po tym koncercie, a jej rozpaczliwe wrzaski nawołujące Emilie były naprawdę przeurocze), za to łatwa do przewidzenia setlista i brak jakichkolwiek niespodzianek jeśli chodzi o dobór utworów tak na dobrą sprawę to już subiektywna ocena każdego z obecnych.
Ludzie często chcieliby usłyszeć utwory z "Enchant" mimo to dla mnie osobiscie bylo niemal idealnie. Zgodziłbym się z jedną z fanek, że "Girls Just Wanna Have Fun" mogłoby się pojawić i też po cichu liczyłem na to, że to akurat ten z coverów będzie zagrany, poza tym dobór kompozycji świetny.
Po koncercie część ludzi wyszła, ale co lepiej poinformowani, którzy to zauważyli tę notę na oficjalnym forum artystki, która mowiła o autografach podczas czwartkowego koncertu zostali i na pewno sie nie zawiedli. Dziewczyny, łącznie z sama Emilie, dla każdego znalazły czas, każdy kto chciał mógł wymienić z paniami te kilka zdań, autografy, wspólne zdjęcia, pogawędki z pewnością dla wielu uczestników tego występu pozostaną w pamięci jako piękne, wyjątkowe i niezapomniane przeżycia. Jedyne, co nieco mnie zasmuciło to fakt, ze zdecydowana większość pchała się do samej Emilie podczas gdy po kilku minutach Maggot, Aprella czy później także Contessa nie były już tak rozchwytywane, a szkoda. Natomiast Emilie i tuz obok niej stojąca Veronica nie mogły się odpędzić od ludzi, niektórzy podchodzili nieśmiało, inni wydawali się nieco zbyt nachalni, ale generalnie większość z pewnością wyszła szczęśliwa i uśmiechnięta, każdy jakiś "łup", bardzo wiele wspomnień i niezapomnianych wrażeń ze sobą wyniósł i z nimi to wrócił do domu. |
|