LadyBergamoth
Gender: Age: 47 Zodiac: Joined: 01 Aug 2006 Posts: 98 Location: Poznań
|
Posted: 31-05-2009, 18:34 Post subject: System Syn - Premedicated (2004) |
|
|
Label: Sector 9 Studios / Out Of Line, Premiera: 6 IV 2004
1. The Introduction
2. Momentary Absolution
3. Glass
4. Indifference
5. To Be Nothing
6. Halo
7. Would Have Killed
8. Premeditated
9. All That Now Has Left Your Reach
10. Tracing Veins
11. Abrasion Collar
Jeśli ktoś jeszcze po to nie sięgnął po audycjach Gruchy w Powerline, to polecam.:) System Syn to w zasadzie jeden człowiek-orkiestra, wspierający się pomocą innych głównie podczas występów na żywo – Amerykanin Clint Carney stojący za tym projektem tworzy muzykę, teksty i oprawę wizualną, i sam to sobie odgrywa i nuci. „Premedicated” oficjalnie jest „udanym debiutem”, przy czym System Syn działa już od 8 lat i wydał własnym sumptem kilka płyt, nim szczęśliwie trafił pod skrzydła Sector 9 Studios. Oprócz własnych krążków ma w dorobku zaistnienie na kilku kompilacjach oraz ścieżkach dźwiękowych do filmów. Carney zupełnie solo to także Fake oraz udzielanie się w Imperative Reaction, Parallel Project i Lidless Eyes Flicher. Kalifornijczyk ma widać niespożyte siły, nadmiar czasu i pomysłów, bo oprócz tego ma na koncie kilka remiksów, m.in. God Module, Ionic Vision, Wumpscut, i do tego wszystkiego jeszcze pisze opowiadania.;)
Źródła umiejscawiają dorobek S.S. na przecięciu EBM, darkwave i synth/future popu, zaś sam Clint Carney określa swą muzykę jako „depressing electro”;) [Całkiem przyjemna żywiołowa depresja...] Istotnie jest tam wszystkiego po trochu, ale w całkiem smakowicie dobranych proporcjach. Jeśli komuś przypadł do gustu Fake, to System Syn chyba też może, z zaznaczeniem, że jest to lżejsza muza. Lżejsza, ale klejona tą samą ręką. Głęboki specyficzny wokal wytwarza oryginalny klimat, muzyczne aranżacje są „nośne”, i wszystko ładnie w ucho wchodzi, napędzając resztę ciała. No i teksty. Carney podkreśla, że są one zasadniczym rdzeniem jego utworów. Nienawiść, zemsta, ból, rezygnacja, apatia... taka depresja podlana ciężkim elektro. Polecam najpierw przesłuchać z tekstami przed nosem, by potem w pełni smakować tę muzykę. Zdrowe mocne bity, plus melancholia, przyjemnie drapieżny czysty głos, chwilami może zbyt miękki, ale Carney potrafi i pozawodzić, i dobrze przygrzać. Wokal jest momentami z lekkim odcieniem perwersyjnego pedalstwa ;P lub lekko podrasowany. Obok dość ostrych podrywających kawałków densowych spokojniejsze podróże w ciemne przestworza, atmosfera twórczej depresji, jeśli już mamy trzymać się tej kategorii. Wszystko jest, brzydko mówiąc, rytmiczne, melodyjne i wpadające w ucho. Kawałki reprezentują spektrum klimatów, ale doskonale spajają się w całość, słucha się tego jak jednej długiej kompozycji. Tym niemniej można wyróżnić kilka tytułów szczególnie zwracających uwagę i wkręcających się w wewnętrzne nieświadome całodzienne nucenie.
Przede wszystkim „To Be Nothing”, bo od tego moja przygoda się zaczęła – totalny nokaut…wkręcająca psychodeliczna wstęga... [Kawałek na soundtracku do obrazu „Night”.]
predestined to be nothing
predestined for so much of random hell
we might as well not try
for things they fall so heavy all the time
come crashing down
„Indifference” – żywiołowy, tętniący tym specyficznym ‘pedalstwem’ lat 80-tych, które lubię.;) – czuje się w tym świeżość radosnych eighties. Doskonały wymiatacz z zapadającym w pamięć fragmentem „I hope it hurts when you are falling/crushes you thay I’m not calling”… „Momentary Absolution” - porywający impet już na wstępie, trochę rzewny głos w refrenach, ale to też ma swój urok, w połączeniu z przesterowanymi pasmami. „Glass” - genialny klimat, narkotyczny przyczajony rytm ze zjadliwą szybką wstawką pod koniec i wręcz filozoficznym tekstem. Następnie „Halo” – oszczędna muza a jaki kop, zakręcony tekst połączony z malkontenckim wokalem - „and tell yourself you never knew / the things in life that I've been through”. Pierwsze złowróżbne dźwięki „Tracing Veins” wprowadzają klimat jakby się wojna zaczynała, refren trochę mi Covenanta przypomina. I jeszcze na koniec listy najlepszych „Would Have Killed”, głównie za ‘instrumentarium’.
Trzeba z tym materiałem trochę dłużej poobcować, całość może nie wpada w ucho za pierwszym razem, ale jak już wpadnie, to jest dobrze.:) Kryterium „wspomagania przy pracy” spełnia przyzwoicie i hipnotyzuje na długo. Jak tego słucham wyobrażam sobie cały czas jakieś barwne wijące się spirale w mroku nocy, i zastanawiam się, czy to czasem nie jakaś popelina, że tak mi się podoba...
28 kwietnia 2005
(Tekst pierwotnie publikowany na ebm.stu.pl)
Description: |
|
Filesize: |
78.96 KB |
Viewed: |
504 Time(s) |
|
|
|