Wydarzenia patronowane
Strony które hostujemy
Atum
Bunkier Prod
Castle Party
Detox
Discordless
Disorder Party
DJ Hypnos
Fabryka
Hoarfrost
Insomnia Festiwal
Lame Immortelle
Lilith
Night Watch
Outofsight
Scheuermann
Silesian Electro
Synergia
Strzyga
Waroffice Prod. sklep
Ostatnio na forum
Forum zdechło?
Cytat, który najbardziej do Was trafił...
Ambient Collage #8
Ambient Collage #7
Mgla (The Mist)
Achaja
Grey Frequency - Ambient Collage #6
Kochanka Szamoty
Elizabeth Fawn - Ethereal
Abandoned Toys - Neoclassical Darkwave
The Synthetic Dream Foundation
Rasplyn
IPLEX
malutki problem
question about parties, clubs and gigs
Statystyki
Zarejestrowanych osob : 10517
Rozpoczętych wątków : 6205
Odpowiedzi : 24085
Wspieramy

Ergo :: Castle Party 2005 Bolków

No i stało się największy polski festiwal muzyki mrocznej już za nami. I znów mieliśmy przyjemność podziwiania „gotyckich” obcisłych ciuszków, rozhisteryzowanych nastolatek których największym zmartwieniem było „czy ktoś mi zrobi zdjęcie?”.

Niemożliwe ? – A jednak. Polska młodzież znów udowodniła, iż ważniejsza jest to aby się pokazać niż faktycznie uczestniczyć w muzycznym wydarzeniu jakim było Castle Party 2005.
A szkoda. Jednak skupmy się na samym festiwalu.

Słonko już ładnie prażyło ludzi w czarnych wdziankach i glanach, kiedy impreza zaczęła się setem DJ-a Noname - największymi hitami VNV Nation, Project Pitchfork, Funker Vogt, Combichrist, Hocico, Grendel - ogólnie elektryzującą mieszanką której celem było rozruszanie powoli zbierającej się gawiedzi.

Następny w kolejności tradycyjnie grał dj Leszek Rakowski którego mocno transowy set spodobałby się wielbicielom takich klimatów jak chociażby Talamasca.

No i nadszedł czas na pierwszą gwiazdę wieczoru jaką miał być Mark Jackson z VNV Nation.
Remiksowano takie hity jak Neuroticfish – Skin czy też Covenant – Call The Ships To Port. Dla mnie na początku był to zawód – spodziewałem się chyba więcej po występie gościa tego kalibru. Jednak z każdą chwilą było coraz lepiej i lepiej, publika bawiła się dobrze ( a przecież o to w tym wszystkim chodzi ). Nie obyło się jednak bez drobnych pomyłek i zgrzytów, na chwilę nawet umilkła muzyka, na szczęście nadrobiono miną i wszystko zakończyło się szczęśliwie. Ostatecznie uważam, że było nienajgorzej, jednak spodziewałem się czegoś więcej.

Na Electric Universe niestety nie było mi dane dotrzeć.

Następny dzień rozpoczynał słowacki projekt dark electro – Disharmony. Moje pierwsze naprawdę pozytywne wrażenie. Bawiłem się dobrze, szkoda tylko, że występ był o tak wczesnej godzinie.

Kolejnym gościem festiwalu było nasze rodzime Agonised By Love. Zagrali całkiem przyzwoity koncert, jednak mnie ich muzyka nie ruszyła. Przyznaję jednak – chłopaki mają potencjał. Rafał Tomaszczuk i Mariusz Gryciuk mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć, oby tylko nie próbowali naśladować Diary Of Dreams. Wszystko przed nimi.

Nadszedł w końcu czas na słowacką Lahka Muza . I tutaj kolejne pozytywne wrażenie, chociaż nie przepadam za tym projektem to koncert podobał mi się. Może troszkę zbyt podobnie brzmiały ich kawałki, jednak ma na to wpływ fakt że nie rozumiem ich rodzimego języka jak i też specyfika tej muzyki. Mogło być jednak trochę lepiej.

W końcu na scenę wyszedł pierwszy naprawdę „gotycki” band tego festiwalu - Last Days Of Jesus. Zespół bardzo się starał co było widać, świetny show , ciekawa choreografia, naprawdę było na co popatrzeć. I za to wielkie brawa, bo widać było że przyjechali bawić publiczność a nie odbębnić swój kontrakt.

Następnie na scenę wkroczyło Attrition które mnie o tyle zaskoczyło tym, że bardzo dobrze się bawiłem na ich koncercie. Ich płyty wcześniej mnie nie porwały, a tu bardzo miłe zaskoczenie. Naprawdę fajnie zagrany koncert, chciałbym aby nas częściej odwiedzali.

Epica no coż... Zespół który wcześniej wystąpił na festiwalu Metalmania, sam lubię słuchać mocnych szarpanych brzmień ale na ten festiwal przyjechałem na coś innego. Jeśli będę miał ochotę na niskich lotów mieszankę Nightwisha z Tristanią znów pojadę do katowickiego Spodka. Dość szybko zwinąłem się spod sceny. Ze smutkiem stwierdzam jednak fakt, że publika właśnie bardzo dobrze bawiła się właśnie przy występie tej grupy ( czyli mam rozumieć, że albo pomylili festiwale albo nadal większości wydaje się że gotyckie brzmienia to właśnie takie rzępolenia i zawodzenia panienek na wokalu pomieszane ze wzniosłymi partiami symfonicznymi – niestety dla wszystkich którzy tak uważają piszę kolejny raz.... to nie jest tak).

No i nadszedł czas na amerykański darkwave – Cruxshadows . Ta grupa ma niestety pecha jeśli chodzi o występy w polsce. Organizatorzy DEF mieli problemy i ostatecznie na ich koncercie było bardzo mało osób, na Castle Party niemiłą niespodziankę sprawiła im pogoda. Deszcz i burza zmusiły grupę do przerwania fantastycznego koncertu, nad czym bardzo ubolewam. Mogliśmy podziwiać już będący wizytówką Rogue`a manewr polegający na wspinaczce po rusztowaniach sceny. Zespół nawiązał wieź z publiką a Rogue jest charyzmatycznym liderem, wyszedł do ludzi, bardzo mi się to spodobało. Najciekawszy jednak był fragment „koncetu unplugged”, kiedy to Rogue wyszedł zupełnie sam na scenę i zaczął śpiewać bez żadnego podkładu i bez mikrofonu. Moim zdaniem jeden z najlepszych koncertów tego festiwalu.

Camouflage niestety nie zagrało na festiwalu z powodu burzy. Na stronie Castle party możemy przeczytać informacje o tym, że zespół odwiedzi nas w przyszłym roku. Oby...

Trzeci dzień zapoczątkował koncert estońskiego Forgotten Sunrise , na który się spóźniłem prawie 20 minut. Czas trwania koncertu ( zaledwie 30 min) był dla mnie zaskoczeniem. Było dobrze, szkoda, że tak krótko – pozostał niedosyt.

Następne na scenę wkroczyło Holodne Sonce, nie słyszałem nigdy o tej grupie, która myśli, że jest gwiazdą( spóźnili się na własny koncert, przez to grali krócej. Chociaż może i lepiej, że tak się stało) – w momencie kiedy zaczęli grać już wiedziałem dlaczego. Moja mądrzejsza połowa określiła ich jako połączenie Hima i Cranberries. W istocie wokal do złudzenia przypominał to co robią fińscy chłopcy. Tego występu nie ratowało nic, nawet średnio udany cover depeszowego „Stripped”.

Kolejna formacja która radośnie zjawiła się na scenie to reaktywowana warszawska Cytadela. Do koncertu podeszli z przymrużeniem oka i dobrze. Zagrali zimnofalowe kawałki które zostały niezbyt entuzjastycznie przyjęte przez publikę, a szkoda bo było naprawdę ciekawie. Koncert nie dość, że niezły to jeszcze zagrany z humorystycznym podejściem, czego przejawem były kawałki takie jak „Euromenel” i „Jedziesz bejbe, jedziesz...” . Widownia chyba nie poznała się na tzw. "strojach z epoki” czyli tandetnych ubraniach z nie wiem.... celofanu ?

Strommoussheld to kolejny zespół który pomylił festiwale. Lubię ich muzykę jednak nadal będę twierdził, że jej miejsce bardziej pasuje na Metalmanii. Pomimo to koncert podobał mi się, szczególnie fragmenty, które składały się z elektronicznych setów przy współudziale Mirosława Matyasika z C.H.District. Ciekawe oryginalne widowisko sczególnie jak na zespół metalowy. Polecam wszelkim fanom metalu ( i nie tylko ) płytę Halfdecadance.

Niemieckie synthpopowe Final Selection dało poprawny koncert. Moim zdaniem było trochę nudnawo ale nie mogę im tak naprawdę niczego zarzucić po prostu nie porwała mnie ich muzyka. Mogło być lepiej, koncertu słuchałem przy piwie na zamku, ale to już ich wina, że nie potrafili mnie zatrzymać pod sceną. Mam nadzieję, że bardziej się postarają przy następnej okazji.

W końcu nadszedł czas na największe dla mnie wydarzenie tego festiwalu, występ holenderskiego projektu dark electro Grendel. I nie myliłem się oczekując doskonałej zabawy. Publika szalała, doskonałe harshowe kawałki ruszyły prawie każdego, żwawo skaczący po scenie wokalista, potrafił rozruszać tłum. Bawiłem się doskonale, tego typu projektów powinno się więcej pojawiać na festiwalu. Nie twierdzę, że dark elektro ma dominować ale 2 grupy to za mało wg. Mnie. Polecam sięgnąć po „Prescription : Medicide” lub „End Of Ages”, warto.

Po najlepszym koncercie tego festiwalu przyszedł czas na Scream Silence. Miało być toto gwiazdą ale również się zawiodłem. Zresztą nie tylko ja. Było nudno, zespół grał coś co mi się kojarzyło z „rockiem gotyckim” pokroju 69 Eyes. Przepraszam, było bardzo nudno, pamiętam moment gdy wokalista powiedzial „this will be a bit slower”, a z tłumu zaczęły się wydobywać teksty w stylu „ to da się jeszcze wolniej?”. Zespół w sam raz dla zakochanych w finskich aktualnie masowo produkowanych zespołach typu 69 Eyes ( które czasem lubię bo gra ciekawiej ) nastolatek - było to zresztą widać po rozanielonych buziach mrocznych dziewczynek . Nie polecam.... I na co ich bisy? Powinni mi dać jeszcze Grendela !

Przyszła kolej na Renatę Przemyk, występ na który spora część osób przyszła choćby z ciekawości. Naprawdę bardzo, bardzo dobry występ, jedno z większych wydarzeń tego festiwalu. Nie przeszkadzało mi to, że pani Renata nie pasuje tak naprawdę do tego festiwalu. Dobrze przygotowany materiał, charyzma, i świetny koncert zrobiły swoje, widowni chyba również się to podobało. Wokalistka szybko nawiązała kontakt z publicznością i zaskarbiła sobie jej sympatię. Widać było jej wzruszenie ( myślę, że nie udawane ), świetne przedstawienie, w pełni zasłużone bisy ( a nie prawie wyproszone jak w przypadku Scream Silence). Rację miał Krzysztof Rakowski kiedy zapytany przeze mnie w wywiadzie o udział Renaty Przemyk w festiwalu odpowiedział, że może być to jedno z największych wydarzeń tegorocznej edycji. Było.

Ostatni występ tegorocznego Castle Party to synthpopowa grupa Wolfsheim. Mimo, że jak słyszę wokal Petera Heppnera to mam ochotę rzucić mu się do gardła, nie mogę nic zarzucić samemu koncertowi. Chociaż ciężko ich występ w Bolkowie nazwać widowiskiem. Spotkałem się już z opiniami kolegów z za granicy, że Wolfsheim na żywo jest nudne. Faktycznie za ciekawie nie było, jednak grupa powinna dać dobry koncert, a nie ładnie wyglądać, i tak też było w istocie. Wolfsheim bisowało i słusznie, przedstawienie podobało się ludziom, zapracowali sobie na szacunek publiki.

Na tym zakończyło się Castle Party 2005. Szkoda tylko, że frekwencja była niska, oraz dobór zespołów taki a nie inny ( akurat niezbyt trafił w moje gusta – ale to już sprawa czysto subiektywna).
Pozdrawiam i zapraszam w przyszłym roku na muzyczny wypoczynek do Bolkowa.

P.S.
Jeszcze kilka drobnych uwag odnośnie ludzi i festiwalu ogólnie.
To co się działo pod wejściem za barierki dla reporterów przechodzi ludzkie pojęcie. Szczególnie widoczne to było na koncercie Cruxshadows, ludzie zachowajcie chociaż pozory kultury ( a subkultura gotycka sili się ciągle na to żeby wyglądać tak w oczach innych ). Ja rozumiem, pada deszcz, każdy chce zrobić zdjęcie jednak wystarczy ustawić się w kolejce. Paradoksalnie im ktoś miał bardziej profesjonalny sprzęt fotograficzny tym spokojniej czekał na swoją kolej, czego nie można powiedzieć o tabunach mrocznych panienek z fotopassami które pchały się rękoma i nogami byle tylko szybciej się dostać pod scenę.
Kolejna sprawa, nie jestem pewien ale ktoś chyba rzucił w Cruxów kubkiem z piwem, no ręce opadają – Ludzie ! jeśli chcecie aby zespoły miały szacunek do Polski i chętnie odwiedzały ten kraj to zachowujcie się tak aby was dobrze zapamiętano.

Chciałbym podziękować Andrzejowi Korasiewiczowi z alternativepop.pl za pomoc w podróży powrotnej do Łodzi.

Komentarzy: 9 02.08.05 - 09:25

Nie wolno wykorzystywac jakichkolwiek materiałów tej strony bez zgody autora (i/lub) administratora. Okładki płyt oraz teksty utworów zamieszczone są wylącznie w celach edukacyjnych.
Coldwave | Darkwave | Subkultura Gotycka | Gotyk | Goth | Gothic | Neofolk | Electro | EBM | Postindustrial | Industrial | Gothic Rock | Gothic Subculture