Gothycka Mucha :: La Mamoynia - Mono Ego (2005)
Do płyty Włochów podchodziłem z mieszanymi uczuciami - jestem stworzeniem lubującym sie w płytach posiadających pudełka, książeczki - ogólnie rzecz ujmując namacalnych. A tutaj gołe empetrójki. Ale nic to, w końcu pisuję do serwisu internetowego (jakim DarkNation bez wątpienia jest), więc czas najwyższy było przejść do porządku dziennego nad cyfrową formą przekazu i skupić się na muzyce.
Jest to już drugi studyjny album Włochów z Brescii, wydany nakłedem Die Kraft durch die Form. Płyty raczej w Polsce nie dostaniemy, ale zawsze możemy się postarać. Czy warto - o tym poniżej.
Cóż więc nam proponują muzycy odpowiedzialni za Mono Ego? Nic specjalnie odkrywczego - stary dobry dark wave, nieco ocieplony syntezatorowymi melodyjkami a la wczesny Xymox. Muzyka sobie płynie w tempach lekko półśrednich (niestety wszystko na tej płycie jest średnie...), nie za szybko, ale też nie za wolno, żeby przypadkiem nie przysnąć. I byłoby przyjemne, nawet całkiem miło, bo takiego grania, które mieści się w nurcie electro, ale nie jest specjalnie ciężkie, nie wystraszy nam sąsiadów i nie spowoduje histerii u ulubionego zwierzaka ostatnio mi brakuje. Byłoby, gdyby nie głos Dimitrisa Triantafyllou, który na nieszczęście zespołu postanowił dorwać się do mikrofonu. Otóż pan śpiewać nie umie i niestety chyba się nie nauczy. Brzmi tak, jak ktoś śpiewający karaoke na lekkim rauszu i niestety zagłuszający niezłą skądinąd muzykę. Tak jest choćby w otwierającym płytę I stand alone czy najlepszym na płycie Links. Nie muszę pisać, że głos "kładzie" zupełnie te kompozycje.
A płyta przecież ma sporo plusów - po pierwsze jest wielojęzyczna. Słyszymy piosenki śpiewane po angielsku i (niespodzianka!) po włosku. Dla nieprzyzwyczajonego ucha brzmi to nieco śmiesznie, ale po chwili ma swój urok. Po drugie - kompozycje bywają wcale chwytliwe i podejrzewam, że nieźle sprawdziłyby się na parkiecie. Po trzecie wreszcie - słychać, że muzycy mają sporo dobrych pomysłów aranżacyjnych i mogą się pokusić o niespodziankę - jak wiolonczela w zamykającym płytę Something that does not exist (version).
Ciężko mi wystawić miarodajną ocenę. Jeżeli słuchamy tej płyty przy okazji, jako wypełniacza domowej ciszy, robiąc coś innego, to jest to rzecz przyjazna w odbiorze. Ale jeśli się pokusimy o stworzenie z niej głównego dania naszej muzycznej uczty, to szybko nas zemdli monotonią wokalu i gdzieś w okolicach trzeciego, a najdalej czwartego utworu będziemy mieli dosyć.
Reasumując - jeśli mamy za dużo pieniędzy, to proszę bardzo - ale ja bym wybrał np wycieczkę do kina.
OCENA - 4/10
Utwory:
1. I stand alone
2. Ich bin Niemand
3. Nightmares I'm hiding from
4. Kenurghia avghi
5. Ipocrisia
6. Links
7. Kammeno charti
8. And nothing more for you
9. Agapi, ti megali leksi
10. Hated for seeing deep in the eyes
11. Something that does not exist (version)
Skład: Dimitris Triantafyllou (vocals, programming), Giuseppe Agosti (bass guitar, programming, percussions), Omäl (bass gt., programming), Antonio Scalvenzi (drums, percussions)
Komentarzy: 0 02.11.05 - 20:31