Wydarzenia patronowane
Strony które hostujemy
Atum
Bunkier Prod
Castle Party
Detox
Discordless
Disorder Party
DJ Hypnos
Fabryka
Hoarfrost
Insomnia Festiwal
Lame Immortelle
Lilith
Night Watch
Outofsight
Scheuermann
Silesian Electro
Synergia
Strzyga
Waroffice Prod. sklep
Ostatnio na forum
Forum zdechło?
Cytat, który najbardziej do Was trafił...
Ambient Collage #8
Ambient Collage #7
Mgla (The Mist)
Achaja
Grey Frequency - Ambient Collage #6
Kochanka Szamoty
Elizabeth Fawn - Ethereal
Abandoned Toys - Neoclassical Darkwave
The Synthetic Dream Foundation
Rasplyn
IPLEX
malutki problem
question about parties, clubs and gigs
Statystyki
Zarejestrowanych osob : 10518
Rozpoczętych wątków : 6205
Odpowiedzi : 24085
Wspieramy

Inchabod_Crane :: Atrium Carceri - Ptahil [2007]

Po raz czwarty mr. Heath przenosi nas w świat dziwności, inności, koszmarów, niezdrowych marzeń i imaginacji... Tym razem jednak mr. Heath jest zaledwie twórcą, przewodnictwo bowiem powierzone zostało mandajskiemu demiurgowi, aniołowi, władcy pomniejszych gwiazd, zwierzchnikowi planet i demonów, stwórcy Adama, wreszcie księciu zła... A imię jego jest Ptahil.

Jakież jest i czymże jest jego królestwo? Jakież uczucia towarzyszą (towarzyszyć mogą) śmiałkowi, który odważy zapuścić się w jego domeny? Czy zadaniem demiurga przewodnika jest ukazanie nam, śmiałkom czegoś, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy? A może nasze oczy winny zostać otwarte a prawdy winny zostać przed nami odkryte? W końcu, czy ja cokolwiek odkryłem, ujrzałem i poznałem?

Obawiam się, iż za chwilę będę musiał zdać relację z mej podróźy, opisać emocje, nastroje jakie towarzyszyły mi podczas spotkania z aniołem...

(1. Quarantine, 2. Entrance)

Początek wędrówki zainaugurował pewny, dostojny i piękny, aczkolwiek tchnący smutkiem i tęsknotą głos kobiety, która intonowała słowa swej niezwykle ujmującej pieśni w języku kojarzącym się najbardziej z dialektem któregoś z krajów rosyjskich (może bałkańskich) lecz... Czy faktycznie była to mowa człowieka? Gdy jej zaśpiew przebrzmiał, znalazłem się w miejscu gdzie promienie Słońca już nie docierały... A może wogóle nie istniały? Odniosłem wrażenie, iż nieznana kobieta żegnała swą inkantacją upadające, gasnące Słońce. Teraz dominantą stała się ciemność, delikatne chrobotanie i głosy, szepty, rozmowy... Dziwne, niepokojące, jeżące włos na głowie, nieludzkie... Tliły się wkoło mnie a uczucie ciasnoty, braku przestrzeni i powietrza poczęło mnie przerażać.

(3. A Place To Call Home, 4. Observatory)

Odetchnąłem nieco. Uczucie klaustrofobii zanikło. Tutaj miejsca i przestrzeni było pod dostatkiem. Dziwna pulsacja i dobiegający spod kamiennego sklepienia chorał uspokajały, kojąc rozedrgane zmysły. Była w chrobocie, metalicznych postukiwaniach oraz szumach jakaś niezwykła motoryka, melodyka wręcz. Poruszała i hipnotyzowała, dając odpocząć i zebrać myśli... Pozwoliłem sobie na chwilę kontemplacji i wówczas odniosłem wrażenie, jakby ktoś sterował mym umysłem, celowo nakierowując myśli na konkretne tory... "A co jeśli pomimo naszej wiary, nie ma siły wyższej, która czuwa nad Światem"? - pomyślałem. - "Można powiedzieć, że pierwszy twórca był tym co wy nazywacie 'Bogiem'. Ale nie takim Bogiem jakiego sobie wyobrażacie." - odpowiedział mi delikatny, basowy głos w mej głowie.
Otoczenie uległo zmianie. Kamień ustąpił miejsca kunsztowi szkła. Szklane były ściany, ze szkła stworzone były przedmioty i meble. Szkło podzwaniało i chrzęściło na każdym kroku, ocierało się o siebie i obijało, wygrywając senną melodię. Nad sobą ujrzałem gwiazdy. Chłód zelżał... - "Prawdopodobnie wciąż przemieszcza się tam, w górze, z innymi stwórcami, obojętny, jak oni wszyscy, na to co stworzył". - kontynuował mówca, jakby w odpowiedzi na moje zainteresowanie panoramą nieba. - "Jesteście jedynie drobinką kurzu w burzy piaskowej. Podobnie jest z całym Wszechświatem. Stwórca wogóle nie intetresuje się tym, co dzieje się wokół niego. Obecność tak potężnej siły chaosu jak on pośród istot ludzkich..." - tym razem głos był inny, zniekształcony przez hełm bądź maskę - "...zajętych budowaniem własnych społeczeństw może doprowadzić wyłącznie do kataklizmu". - atmosfera zgęstniała. Jednostajny, monotonny, łoskot bębnów pojawił się nagle i wywołał we mnie niepokój. - "Musi więc stąd odejść". - zakończył smutno głos.

(5. Memory Leak, 6. Reincarnation Chamber)

Kiedy nostalgiczny dźwięk pięknej fortepianowej suity brzmiał w mych uszach, na krótko, na kilka chwil moją głowę wypełniły wspomnienia. Całe życie przemknęło mi przed oczami by po chwili począć wyciekać ze mnie po kawałku, fragmentami, zatracając się w tak obcej teraźniejszości. I poczułem lęk i zagubienie na myśl, iż wiele rzeczy może zdać się zupełnie czymś innym, niż się wydawały. Poczułem się potwornie samotny. Samotnością przywitałem nowy krajobraz... Krainę kamienia, bez końca, krainę pustki którą wypełniał szloch i płaczliwe westchnienia innego nieszczęśnika... A nad wszystkim unosiła się basowa wibracja oraz łoskot, którego każde uderzenie rozsadzało mi czaszkę. Czułem się niczym pogrzebany za życia, niczym żywy trup wypalony z pamięci, wypalony do cna... "Musi więc stąd odejść" - wspomniałem ostatnie słowa nieznanej istoty z Obserwatorium... I były to ostatnie słowa ostatnich chwil mego życia jakie pamiętałem... I wówczas pojąłem, iż jestem tutaj po to by nadać memu życiu prawdziwy i konkretny sens.

(7. A Path Through Remembrance, 8. Static Of The Kapnobatai)

Krocząc ku nowemu i nieznanemu wciąż wychwytywałem wokół siebie wibracje i delikatny szum przetaczających się bokiem powietrznych słupów. Echo towarzyszące memu oddechowi i krokom było wszechobecne. Docierały do mnie również inne, bliżej nie określone, bardzo przytłumione odgłosy... Niczym zza ściany wody. Skądś dobiegał śpiew dziecka, może dziewczyny, a może anioła. Nieznana melodia, delikatny chór. Skądś dobiegał trzask przypominający wyładowania elektryczne a skądinąd cichy plusk kropel rozbijających się o kamień.
Mój postrzępiony umysł podpowiadał mi, iż cel powołania mnie do życia przez demiurga był kluczem, który otworzył mi drzwi do zrozumienia, do świadomości. Wydawało mi się, iż pamiętam czas w którym boskie istoty szukały sprzymierzeńca wśród ludzi, gdyż ich pierwsza próba manipulowania naszą rasą zupełnie się nie powiodła. Czy były to jednak prawdziwe wspomnienia, czy tylko ułuda wywołana przez przemęczony i otumaniony umysł, tego nie mogłem być pewien. Były to chwile w których czułem się niczym scytyjscy bądź traccy szamani. Zwano ich 'Kapnobatai' - 'tymi którzy kroczą w oparach'... Był to najdziwniejszy moment tejże podróży...

(9. Reborn, 10. The Council Of Seven, 11. Meltdown)

Rzeczywistość nie nadeszła zbyt szybko. Materializowała się powoli, nie nachalnie, nie męcząco. Stonowane dźwięki, głosy niezbadanych podziemnych otchłani i nieogarniętych przestrzeni kosmicznych ustępowały z wolna blaszanym łoskotom, pobrzękiwaniom mosiądzu, bulgotowi mikstur, fabrycznej motoryce by następnie skumulować się, zbić w mechaniczno-labolatoryjne staccato... Oddech pracowni godnej najlepszych badaczy Starego Kontynentu, pracowni Rady Siedmiu, która przy użyciu najdoskonalszych instrumentów i najbardziej wyszukanych składników, wytwarzała siły porządkujące, mające przywrócić stabilność Stwórcy.
Błękitne światło, transowe pogłosy i wreszcie obecność bytu bliskiego ludzkiemu sprawiła, iż zachciałem zostać tutaj na zawsze... Niestety. Moja wędrówka dobiegała ku końcowi, lecz jeszcze nie w tej chwili, jeszcze nie teraz...

(12. Inside The Womb)

Zrozumiałem... Zrozumiałem ostatecznie. Oto ja, pył w porównaniu z Bogami, Bóg w porównaniu z ludźmi... Zrozumiałem siebie, otulony pulsującą tkanką, usypiany kojącym rytmem tętniącego serca...

(13. End Titles)

Kończy się to co skończyć się musi... Spokojny oddech, trzask starej płyty w gramofonie i ukłon w kierunku twórczości Akiry Yamaoki. W końcu woal snu opada...

Mr. Heath stworzył dzieło niezwykle spójne, bogate stylistycznie, aczkolwiek nie przekombinowane, duszne i ciężkie momentami, momentami pełne niezwykłych przestrzeni, dzieło którego komponenty nie kolidują ze sobą a jedynie doskonale się uzupełniają i przenikają. Nie ma w dziele mr. Heatha zbytniej drapieżności, nie ma hałasu i chaosu, nie ma praskich marszy ani tchnącej pogaństwem fety. Jest za to porządek, koncept i siła o wiele intensywniejsze niż w poprzednich jego tworach.
Myślę, iż Ptahil to doskonały przewodnik... Tak po wyobraźni, jak i po obszarach znanych z prozy H.P. Lovecrafta bądź nawet ulicach miasta zwanego niegdyś Silent Hill.


[9/10]

Komentarzy: 0 03.06.07 - 23:50

Nie wolno wykorzystywac jakichkolwiek materiałów tej strony bez zgody autora (i/lub) administratora. Okładki płyt oraz teksty utworów zamieszczone są wylącznie w celach edukacyjnych.
Coldwave | Darkwave | Subkultura Gotycka | Gotyk | Goth | Gothic | Neofolk | Electro | EBM | Postindustrial | Industrial | Gothic Rock | Gothic Subculture