Robert Rich "Sunyata"
Wydawca: Hypnos Records (pierwotnie Soundscape Productions)
Numer katalogowy: hyp2026
Rok wydania: 2000 (pierwotnie 1981)
Nośnik: CD (pierwotnie MC)
To pierwsza recenzja solowej płyty Roberta Richa na „łamach” Kaos ex Machina i, zarazem, recenzja pierwszego jego wydawnictwa, pierwotnie wydanego w 1981 roku własnym sumptem na kasecie.
„Sunyata” (tytuł to buddyjski termin, którego najodpowiedniejszym synonimem będzie chyba słowo: „pustka”) to fragmenty słynnych, kilkugodzinnych koncertów Richa, w czasie których słuchacze spali. Dźwięki jakie Rich generował ówcześnie, mocno różnią się od zawartości jego następnych, elektro-akustycznych albumów. Z racji specyfiki koncertów, dźwięki nie mogły być zbyt intensywne, nazbyt dynamiczne. Musiały być, i są takie w istocie, jak najbardziej spokojne i monotonne, tak, by nie absorbowały percepcji zasypiających. Miały sprzyjać kojeniu i ułatwiać wprowadzenie w senny trans, a nie zaciekawiać i dawać możliwość śledzenia kolejnych fragmentów rozwijającej się i zmieniającej muzyki. Nie jest to więc ambient zgodny z definicją Eno, choć, a contrario, do kategorii tzw. „muzak” pierwszych albumów Richa, w tym i „Sunyaty”, „wrzucić” nie można. Richa, studenta psychologii , jakkolwiek interesowała muzyka wpływająca na podświadomość, ale nie interesowały go dźwięki pobudzające (czy zmuszające) do zamierzonych przez muzyka zachowań. Zatem, parafrazując hasło o „muzyce” Muzak.inc.: nie jest to nauka, a sztuka.
Obydwa utwory są wypełnione gęstymi dronami, które zlewają się z: monosylabicznymi nuceniami i odgłosami natury (płynącego potoku, szelestu liści, ptasiego świergotu etc.). Sporadycznie, kolejne pętle wzbogacają się o jakiś subtelny detal dźwiękowy, płynnie wlewając się w nurt syntezatorowych dronów, tak by zbytnią gwałtownością pojawienia się, nie rozproszyć uwagi. Pomimo ubogiego wachlarza dźwięków, „Sunyata” nie męczy zimnym, mdłym i statycznym brzmieniem, jak, pewnie bardziej znane czytelnikom „KeM”, np. niektóre płyty Troum. Muzyka jest bardziej żywa i organiczna; utrzymana w jasnych i ciepłych barwach. Przypomina tkaninę w którą wplecione są drobne, różnokolorowe, ledwie słyszalne dźwięki. Jest zatem „Sunyata” niezwykle interesująca do słuchania (choć niezwykle łatwo stracić z uwagi te dźwięki) i do... zasypiania, oczywiście.
Osobiście uważam, że nie jest to dzieło tak dojrzałe jak późniejsze: „Trances” lub „Drones” (Rich w czasie nagrywania „Sunyaty” miał 19 lat), ani nie jest reprezentatywne dla jego późniejszych dźwiękowych eksploracji, najczęściej wydawanych pod szyldem Hearts of Space. Dla chcących poznać talent Richa w pełnej krasie, polecałbym sięgnąć po: „Rainforest”, „Gaudi” lub „Seven Veils”, a ten album można potraktować jako ciekawostkę historyczną (osobiście uważam, że wartą poznania), dokumentującą pierwsze kroki jednego z wybitniejszych współczesnych ambientowców.
Dodam, że brakujący utwór - „Sunyata (Emptiness)” - można usłyszeć na dwupłytowej reedycji albumów: „Trances” i „Drones”.
Lista utworów:
Wersja pierwotna, wydana na kasecie:
Strona A:
1. Dervish Dreamtime [19:00]
2. Sunyata (Emptiness) [24:00]
Strona B:
3. Oak Spirits [43:00]
Drugie wydanie:
1. Dervish Dreamtime [19:37]
2. Oak Spirits [43:25]
www.robertrich.com
www.myspace.com/rrich
Pierwotnie recenzja ukazała się w internetowym magazynie
Kaos Ex Machina.